niedziela, 18 marca 2018

2018.03.18. Skarżysko Kamienna - Marcinków (Kamienna)

Miała być już wiosna. Tymczasem niespodziewanie wróciła zima. I do tego tak śnieżna, jakiej dotąd nie było. Grzechem byłoby tego nie spożytkować w kajaku. Tyle, że jak natura postanowiła współpracować, tak kajakarska brać niekoniecznie. Żadnych chętnych na zmierzenie się z potęgą tej aury. Żadnych chętnych do pomocy choćby w logistyce. I ja odłożyłem więc śnieżne pływanie do przyszłej zimy. Tak mi się wydawało jeszcze wczoraj wieczorem. Dzisiaj skoro świt chęć pływania wzięła górę. Odkopuję zasypany samochód i powolutku zmierzam do Skarżyska Kamiennej. Trochę to szalone, lecz zostawiam kajak w zaspie przy ciepłowni i ruszam do Marcinkowa.


Tu zostawiam w zaspie samochód i pociągiem wracam do Skarżyska.


Widać kajak nikomu się nie spodobał, bo czekał na mnie tam gdzie go zostawiłem. Targam więc go pod najbliższy most. Północne krańce ziemi świętokrzyskiej pokryła biel. Że to Kielecczyzna śmiało przypominał wiatr. Choć gdybym nie wiedział gdzie jestem, to pomyślałbym prędzej o Irkucku niż Skarżysku. Zimno jak diabli.


Temperatura odczuwalna około - 16 stopni. Tak przynajmniej informowały portale internetowe. Przebieram się w ciuchy "robocze" i w drogę.


Na rzece wiatr jakby nieco słabiej gwiżdże. Lecz aparat odczuł potęgę chłodu. Zamarzł, zawiesił się, zablokował... nie wiem. Ale odmówił posłuszeństwa. Schowany pod kamizelkę postanowił się na swoje szczęście nie wygłupiać.


Zostawiam więc zabudowania Skarżyska za rufą.


A przede mną... cuda natury. Tak, po to zadałem sobie tyle trudu by się tu znaleźć.


Tak, tego oczekiwałem i to dostałem.


Każde pociągnięcie wiosłem, każdy pokonany metr rzeki przenosi mnie w krainę baśni.


Chłód przestaje dokuczać. W każdym bądź razie nie zawracam sobie nim głowy. Szalejący wiatr dodaje tej baśni jedynie uroku.


Na odsłoniętych fragmentach rzeki tworzą się zawieje śnieżne. Wpływam w te ściany śniegu.


Dookoła wszechobecna biel i cisza zmącona czasem mocniejszym podmuchem wiatru. Piorunująca mieszanka.


Dość szybko śnieżny puch pokrywa i fartuch i kajak. Sople zwisające z wiosła, lodowa skorupa na katanie... i dookoła arktyczna biel.


No ma to zimowe pływanie swoje uroki. Staram się nie szarżować. Spokojnie pokonuję powalone drzewa. Jestem sam. To nie są żarty.


Bo jak Kamienna czaruje swoim wdziękiem, tak jak mało która rzeka potrafi być zdradliwa. Nie jeden już się o tym przekonał.


Strach jednak mi nie towarzyszy. Moją towarzyszką jest dzisiaj ona. Tylko i wyłącznie ona.


Wiele pochwał już ode mnie usłyszała. Dziś, w tej śnieżno białej koronie po raz enty przypomniała, że jest królową tych ziem.


Czarująca.


Olśniewająca.


Dzika i dziewicza.


Nigdzie się nie spieszę. Samotne pływanie, to moje ulubione hobby. Ot, taka samotność długodystansowca.


Choć czy na pewno samotność? Ja tego tak nie odczuwam. Nie dzisiaj.


Dzisiaj nie czuję się samotny. Jest ona w najpiękniejszej chyba odsłonie w jakiej było mi dotąd dane ją podziwiać.


Młyn w Skarżysku - Łyżwach. Pierwsza wysiadka. Dzisiaj do wyboru tylko lewy brzeg. Prawy skuty lodem.


To nic. W tych okolicznościach pokonałbym i zaporę by móc dalej chłonąć to, co oferuje matka natura.


Zupełne wyciszenie. Coś, czego potrzebuję jak tlenu.


Kolejny niewielki próg nie jest w stanie wyrwać mnie z letargu.


Ni spadający za kołnierz śnieg, ni przemoczone rękawiczki, ni marszcząca się woda na kamienistych bystrzach nie budzą mnie z dzisiejszego snu.


Czasem odkładam wiosło, by zostać w tej krainie jak najdłużej.


By w upalne, letnie dni móc chłodzić się zapamiętanymi, białymi skarpami dnia dzisiejszego.


Upajam się tymi darami.


I tak płynie ta biel do progu w Rudce.


Tu wysiadka. To nie czas na forsowanie tego miejsca. Dookoła tylko biel.


Nagle niczym elfy zjawiają się... morsy. Oni się nie patyczkują. Forsują owy próg wpław. Nie do wiary!


Ten ich zimny prysznic sprawia, że budzę się i ja. Jakiż jestem przy ich wyczynach mały. Jakżeż strachliwy. Ot, zwykły facecik w łódce z dziwną czapką na głowie.


Dobrze, że stąd już blisko do mojej mety. Kamienna też jakby straciła na uroku.


Podziwianie jej wdzięków zastępuje odtąd podziw dla tych napotkanych "szaleńców". Ja bym się nie odważył.


Sunę więc przed siebie dziękując rzece za dzisiejszy dzień.


Most w Marcinkowie zwiastuje koniec przygody.


Mam też cichą nadzieję, że i koniec zimy.


Bo i owszem, potrafi być przepiękna, lecz tęsknię już za zielenią.



1 komentarz:

  1. Kajaczek super sprawa, ja to jednak wole typowe letnie temperatury na takie przygody
    https://migostalboats.com

    OdpowiedzUsuń