niedziela, 25 maja 2014

2014.05.25. Morawica - Wolica (Czarna Nida)

Tak jak było planowane, tak się stało. Wczoraj spłynąłem z nowymi znajomymi odcinek Kamiennej, a na dziś byłem umówiony z Jarkiem i Anią oraz poznanym na Forum Mariuszem (MARBORU) i jego drugą połówką, mieszkającymi w Radomiu. Mariusz zainwestował w kajak pneumatyczny GUMOTEX SEAWAVE i chciał popływać. Zaproponowałem Czarną Nidę, gdzie też zaczynałem przygodę z kajakami i rzeka wydawała się odpowiednia na jeden z pierwszych spływów. Na dokładkę jedzie z nami Wiktoria. W Morawicy spotykamy się z ekipą radomską. Witamy się i powoli przygotowujemy kajaki. Kłopoty wracają. Pointer - OK, ale w Hudsonie lekko uchodzi powietrze w podłodze. Była w zeszłym roku naprawiana i widać nie do końca się łatka sprawdziła. Kleimy ją na brzegu, chwilę czekamy, wszystko w porządku, tak więc można ruszać.


Po wczorajszym pływaniu z PRUSEM i spółką poczułem się w kajaku zdecydowanie pewniej. Po za tym, jak dziwnie by to nie brzmiało, byłem dzisiaj najbardziej doświadczonym kajakarzem z całej ekipy. Wczoraj widziałem ile mi jeszcze brakuje umiejętności do innych, ale dzisiaj widziałem też, że jednak już umiem więcej niż początkujący. Płynąłem spokojnie i patrzyłem jak "Jarki" w Hudsonie i Radomiaki w Seawave obijają się o brzegi.

                                                         Fot. Mariusz (Marboru)

Dodatkowo widziałem jaki u Mariusza występuje jeszcze strach o "gumowe" pływadło. I tak w sielankowej atmosferze płyniemy przed siebie. Pokonujemy dosyć okazałe bystrza,


robimy sobie przerwy




i dopływamy do obalonego drzewa. Nie mam pojęcia skąd się tu wzięło, ale było i nic nie poradzę. Postanawiamy pokonać je bez wychodzenia na brzeg. W bólach i przy niezłej akrobatyce udaje się.


Zadowoleni płyniemy dalej. Mamy piękną pogodę, ciszę, urocze okoliczności przyrody. Czego chcieć więcej? Za mostem kolejowym niedaleko mety robimy dłuższy postój. Posilamy się,


rozmawiamy, porównujemy kajaki.


Po zejściu na wodę spokojnie płyniemy i delektujemy się ostatnimi chwilami w tej głuszy. Nieubłaganie zbliżamy się do końca naszej podróży.


Pakujemy sprzęty i jedziemy do Morawicy po samochód Mariusza i Pauliny.


Żegnamy się obiecując sobie, że musimy jeszcze razem koniecznie popływać. Dobiega końca niedziela. Miałem jak dotąd najbardziej "wodniacki" weekend w mojej karierze kajakarza. Sporo się nauczyłem i poznałem nowych ludzi zakręconych na punkcie takiego spędzania wolnego czasu. Czekam z niecierpliwością na więcej.

sobota, 24 maja 2014

2014.05.24. Skarżysko Kamienna - Starachowice (Kamienna)

Od kwietnia sporo pływałem po zalewie na Brodach. Kajak się nie psuje, więc planuję w wakacje spłynąć Nidę. Ale gdzie tam jeszcze do tego czasu. W międzyczasie poznaję na Forum Wodnym Piotra (PRUS) kajakarza z pobliskiego Suchedniowa. Zgadujemy się na spływ Kamienną ze Skarżyska do Starachowic. W przedsięwzięciu udział jeszcze ma wziąć żona Piotra - Agnieszka, inny forumowicz - Jacek (CZOŁG), oraz małżeństwo ze Starachowic - Tomek i Beata. Stawiam się więc w wyznaczonym miejscu i czasie. Poznaję część spływowiczów i jedziemy na start do Skarżyska, gdzie czekają już pozostali. Jako jedyny popłynę pneumatykiem.


Reszta ekipy ma własne kajaki polietylenowe. I tak: Piotr i Aga płyną w górskich jedynkach, Tomek z Beatą w dwójce, a CZOŁG w Carolinie C14. Wiem, że będą kłopoty, bo na tym odcinku w Skarżysku będzie pewnie kilka zwałek. Ale jestem zdeterminowany płynąć. Od startu towarzyszy nam dosyć mocne słońce. Tak jak się spodziewałem, w rzece napotykamy kilka powalonych drzew.

                                                                    Fot. Piotr (PRUS)

Większość muszę obnieść brzegiem. Staram się robić to jak najszybciej, aby nowi znajomi nie musieli na mnie czekać. Nie zważam więc na niedostępność brzegów, pokrzywy i inne zarośla. Dzielnie obnoszę przeszkody których nie mogę pokonać w kajaku. Idzie mi dosyć sprawnie. Próbuję z powodzeniem przepłynąć pod nisko zawieszonymi nad lustrem wody konarami. Drapią mi twarz,  lecz płynie się dobrze.


                                                                  Fot. Piotr (PRUS)

Podziwiam jak przeszkody pokonują w "góralach" Prus i jego żona. Na końcu Skarżyska wszyscy przenosimy kajaki przy starym młynie

                                                                 Fot. Piotr (PRUS)
                                                                 
i dopływamy do progu z palami. Oczywiście obnosimy to miejsce z wyjątkiem Piotra, który spływa owy próg. Jestem pełen podziwu. Nawet do głowy by mi nie przyszło, że można takie rzeczy pokonać w kajaku. Chwilę odpoczywamy i płyniemy dalej.


Jest pięknie. Ciepło, zielono, no i co najważniejsze, na nowo przekonuję się do Pointera. Dopływamy do kolejnego progu. Wszyscy go spływają. Kolej na mnie. Napływam na uskok i kajak składa się w pół. Zaraz za nim leży jakaś kłoda. Wpadam kajakiem między próg a wspomnianą kłodę. Zalewa mnie woda i nie mogę się wydostać z tej pułapki. Tomek rzuca mi rzutkę, lecz jakoś powoli o własnych siłach dostaję się do brzegu. Wylewam wodę i chwilę muszę ochłonąć. Cóż, kajak pneumatyczny nie służy do spływania takich miejsc. Płyniemy więc dalej. Rzeka nie ma już dla nas niespodzianek. Rozmawiam z pozostałymi uczestnikami spływu. Poznajemy się trochę lepiej. Przepływamy zalew w Wąchocku i przenosimy się za tamę. Po zwodowaniu narzucam sobie dosyć mocne tempo. Znam ten odcinek dobrze.

                                                                   Fot. Piotr (PRUS)

Pokonuję kolejne meandry i zanim się obejrzałem, jako pierwszy melduję się na mecie. Po chwili dopływają pozostali. Było naprawdę fajnie. Zobaczyłem pływanie z całkiem innej perspektywy (w grupie raźniej). Poznałem fajnych ludzi i otworzyła się szansa, że odtąd nie będę musiał pływać samemu. Jedynym minusem był stan baterii w aparacie. Z tego wszystkiego nie naładowałem ich dzień wcześniej i nie zabrałem zapasowych. Muszę o tym pamiętać, bo jutro kolejny wypad.