niedziela, 31 sierpnia 2014

2014.08.28-31. Krasnystaw - Szczekarków (Wieprz)

Szybko, zdecydowanie za szybko lato zbliża się do końca. W sierpniu nie popływałem za wiele ze względu na obowiązki w pracy. Koniec miesiąca jednak zapowiadał się luźniejszy. Na Forum Wodnym sporo znajomych w tym czasie zgadywało się na spływ Wieprzem. Wymyśliłem sobie że popłynę z Nimi tylko lekko zmodyfikuję trasę i zacznę dzień wcześniej w Krasnystawie. Mój pomysł przypadł większości do gustu, ale tylko Jacek (CZOŁG) zdecydował się na taki wypad. Pozostali… pozostali przy pierwotnym planie J. A więc w czwartek rano wyruszam na Lubelszczyznę, na spotkanie z Jackiem. Umówieni jesteśmy w Szczekarkowie, gdzie zakończymy spływ. Na miejscu mały problem, nie za bardzo jest gdzie zostawić samochód. Szybka decyzja, i jedziemy na parking koło Biedronki w Lubartowie. Przy okazji doprowiantowywujemy swoje zapasy. Kajak Czołga montujemy na dachu mojej fury. Trochę musieliśmy improwizować bowiem nie posiadam odpowiedniego bagażnika.


Około 10:00 jesteśmy już w Krasnystawie nad rzeką. Szybko pakujemy się do kajaków i zaczynamy. Miejski odcinek Wieprza nas nie powala. Owszem, jest przyjemnie, ale liczyliśmy na więcej. Brzegi są wysokie, niemal niedostępne, porośnięte trzciną.

Fot. Jacek (CZOŁG)

Za miastem krajobraz wcale się nie zmienia. Dobrze że rzeka niemiłosiernie na tym odcinku meandruje bo wiało by trochę nudą. Spora część dnia zleciała nam na wiosłowaniu i przekomarzaniu (kto kogo wpier…lił w to bagno).


Obnosimy jakąś obaloną do wody kładkę,

Fot. Jacek (CZOŁG)

i za miejscowością Borowica mijamy śluzę gdzie zaczyna się także kanał Wieprz – Krzna.

Fot. Jacek (CZOŁG)

Jest już popołudnie i trochę problematyczne zaczyna być miejsce na obóz. Brzegi nadal porośnięte trzciną, wysokie, dno muliste. Mijamy kolejne miejscowości i nic nie ma.


W końcu dostrzegam maleńki prześwit między trzcinami. Tu lądujemy, nie ma co dalej kombinować. Przedarliśmy się przez przybrzeżne krzaki i naszym oczom ukazała się niewielka polana. Miejsce na biwak dosyć przyjemne, ale brak drzewa na ognisko. Po rozbiciu namiotów, ruszam na poszukiwania opału. Idę, rozglądam się i nic. Odszedłem dosyć daleko zanim nazbierałem kilka badyli, co do których i tak miałem wątpliwości czy na ognisko się nadają. Co gorsze, zgubiłem się. Wysokie trawy, rzeka płynie w wąwozie. Wołam Jacka i po jakimś czasie słyszę i jego nawoływania. Uff, znalazłem w porę nasz obóz bo zaczynało robić się ciemno. Po tym jak zadałem sobie tyle trudu, kiełbasa upieczona przy ognisku smakowała jak nigdy. Trochę rozmawiamy i kładziemy się spać. Jutro przed nami kawałek drogi do miejscowości Trawniki gdzie umówieni jesteśmy z kolejnymi forumowiczami.


Noc mija spokojnie. Ranek dosyć chłodny, ale szybko się pakujemy i ruszamy. Szybko mijamy kolejne zakręty i mosty.


Przed miejscem spotkania krajobraz się zmienia. Niższe brzegi, pojawiają się drzewa i robi się zielono. Właśnie na takie widoki czekaliśmy od wczoraj.

Fot. Jacek (CZOŁG)

W końcu za jednym z zakrętów widzimy dwie osoby, obok kajaki. Tak, to MAGA i AMICO z  „Lubelskiego Oddziału”. Zanim dojedzie reszta idziemy z CZOŁGIEM na zakupy. Po powrocie zastajemy PREDATORA i QBOWEGO z „Mazowieckiego Oddziału”, ale gdzie reszta „Krawaciarzy”? Chłopaki coś poknocili w nawigacji i dojechali w zupełnie inne miejsce. Trudno, część ekipy rusza na wodę ja z resztą czekam na spóźnialskich. Koniec końców przyjeżdżają. Dwa ELTECHY, TED i SKORED. Szybkie przywitanie i ruszamy w pogoń za pozostałymi. Po niedługim czasie widzimy naszą grupę dzielnych kajakarzy na brzegu. Tam następuje już oficjalne powitanie (wszystkich ze wszystkimi), kawka, herbatka i w drogę.

Fot. Dawid (PREDATOR)

Teraz na rzece jest już wiele pływadeł, tworzą się grupki no i sam Wieprz prezentuje się zdecydowanie ładniej niż wczoraj.


Pod wieczór całą grupą meldujemy się w Jaszczowie.


Pierwotnie mieliśmy tam rozbić obóz i czekać na jeszcze jedną grupę forumowiczów, mianowicie tak zwany Qm Qm Team. Jednak to miejsce nie do końca nam przypada do gustu i płyniemy dalej. Po paru kilometrach znajdujemy odpowiednią polanę i już po chwili wyrastają na niej namioty jak grzyby po deszczu.


ELTECHY są w swoim żywiole. W mgnieniu oka rozpalają ognicho i przygotowywują kociołek. Zapada powoli ciemność. I nagle z wody dochodzą pluski. To ROPUCH, TURABAT, PUCIEK, W0JTEK i MAREK odnajdują nas w tych ciemnościach. Teraz to nas dopiero jest siła. Wszyscy zasiadamy do wspólnego posiłku. Siedzimy i gaworzymy przy ogniu. Śmiechu jest co niemiara. Powoli, jest nas jednak coraz mniej. Kto bardziej zmęczony udaje się na spoczynek. Rano, po wyjściu z namiotu dopiero zobaczyłem cały ogrom naszego obozu w promieniach słońca. Czy my wszyscy zmieścimy się na tym Wieprzu?

Fot. Lech (ELTECH)

Po śniadaniu leniwie schodzimy na wodę. „”Ropuchy” w swoich kajakach - ścigaczach wyrywają do przodu. Przez chwilę próbuję dotrzymać im tempa, ale to nie ta klasa kajaków i nie te umiejętności. Z każdą chwilą niebo coraz bardziej zasnuwa się chmurami i zaczyna moczyć nas deszcz. Gdy zaczyna padać coraz bardziej znajdujemy schronienie pod jednym z drzew. Szybko rozniecamy ogień, pieczemy kiełbaski, hamburgery itp.

Fot. Radosław (SKORED)

Gdy deszcz trochę ustaje wyruszamy dalej,

Fot. Radosław (SKORED)

ale taka kapryśna pogoda towarzyszy nam już do Łęcznej. Tam zakotwiczamy pod ogromnym mostem.


Zbieram listę zakupów i idę z kilkoma kolegami na miasto. Przechodzimy obok stadionu Górnika, gdzie akurat toczy się mecz z Pogonią Szczecin. Uzmysłowiłem sobie że te kajaki wciągnęły mnie na maxa. Przecież dzisiaj i Lech Poznań gra swój mecz, a ja w ogóle nie jestem zainteresowany jak im idzie. Nawet nie pamiętałem o tym. Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzało. Kolejorz był i jest nadal moją wielką pasją, ale jednak teraz mam inne priorytety niż mecze.


Po powrocie z zakupami, smutna nowina. Otóż z powodów osobistych MAGA musi nas opuścić i wracać do domu. Żeby było jej raźniej AMICO wraca razem z nią. A my w okrojonym składzie ruszamy dalej. Rozpogadza się i znowu robi się całkiem przyjemnie. I w takiej sielskiej atmosferze dopływamy na nasz ostatni już wspólny biwak na tym spływie. Znajdujemy ciekawe miejsce za mostem w Kijanach.


Qm Qmy odpłynęli daleko do przodu i nie chcą wracać pod prąd także jesteśmy podzieleni na dwie grupy. Przygotowywujemy posiłek.

Fot. Dawid (PREDATOR)

Siedzimy dosyć długo przy ognisku, od śmiechów aż brzuch mnie bolał, zero polityki i takich innych bzdetów. Nadeszła pora na spoczynek. Chowam się w śpiworze, zanim usnąłem słyszę jakieś kroki i obce głosy. Na wpół przytomny wychodzę z namiotu. Kilku innych też się przebudziło. Jest to ostatnia sobota wakacji i miejscowa młodzież także postanowiła tę noc spędzić nad brzegami rzeki. Żeby nie było jakichś niemiłych niespodzianek ustalamy wachty. Może to pomogło może nie ale przyznaję że był spokój, a i spało się zupełnie inaczej wiedząc że w razie „W” ktoś czuwa. Rano bardzo leniwie zbieramy nasze fanty do kajaków i schodzimy na wodę. To ostatni dzień naszej wyprawy.Pogoda znowu nas rozpieszcza, świeci słoneczko.


Po może dwóch kilometrach przepływam obok obozu drugiej grupy. Jeszcze śpią, tylko ROPUCH zażywa porannej kąpieli w rzece. Płynienę jednak dalej, „długole” bez problemu dogonią nasze pływała. Wysuwam się na czoło peletonu. Mijam takie oto ładne miejsca,


i za jednym z zakrętów zatrzymuję się na niewielkiej piaszczystej plaży. Dotąd był to niemal niespotykany widok na Wieprzu. Przypływa pozostała część ekipy, i robimy krótką przerwę. Wymieniamy się kajakami i sprawdzamy wady i zalety innych łajb na własnej skórze.

Fot. Radosław (SKORED)

Do mety już niedaleko, leniwie przepływamy ostatnie kilometry.


Przed Szczekarkowem wyprzedza nas Qm Qm Team. Po kilkudziesięciu minutach spotykamy się znowu, tym razem na mecie naszego spływu. ROPUCH, jako stały bywalec różnych mokradeł, znał właściciela jednego z rancz przy Wieprzu. Udostępnia nam kawał placu na wysuszenie i spakowanie swoich gratów.

Fot. Lech (ELTECH)

Szkoda że to koniec. Było bardzo sympatycznie.


Grupa Mazowiecka jeszcze tam trochę zabawi, natomiast ja wsiadam do auta SKOREDA i spadamy do Krasnystawu po moje cztery kółka. Jedzie z nami ELTECH, proponuje mi spłynięcie w przyszłym roku Bugiem całego polskiego odcinka. Raptem coś ok.. 600 km. Wstępnie przyjmuję propozycję. Zobaczymy co z tego wyjdzie, bowiem to jeszcze cały rok przed nami. W Krasnystawie zostaję sam, ze wspomnieniami i 200 km. drogi do domu. Cóż, wszystko się kiedyś kończy, a co dobre zawsze za szybko!!

środa, 20 sierpnia 2014

2014.08.20. Skarżysko Kamienna - Wąchock (Kamienna)

Minął prawie miesiąc od ostatniego spływu. Byłem z rodziną na wakacjach nad morzem. Ale brakowało mi cholernie kajaka. Dziwny termin, środa ale ciągnie nad wodę. Dzwonię do Prusa. Po krótkich negocjacjach zgadza się popłynąć. Umawiamy się ok. godziny 14:00 w Wąchocku przy zalewie. Piotr przyjeżdża prosto z jakiegoś spotkania. Pakujemy jego kajak do mnie na dach i jedziemy do Skarżyska.


Wodujemy się pod mostem przy ul. Pięknej.


W sierpniowych promieniach słońca rzeka prezentuje się przepięknie.


Zielono, tylko te komary.


Kilka zwałek, niektóre przenoszę,

Fot. Piotr (PRUS)

niektóre udaje się przepłynąć.

Fot Piotr (PRUS)

Dopływamy do starego młyna na końcu Skarżyska.


Standardowa w tym miejscu przenoska. Tempo mamy dosyć szybkie. Przed wieczorem meldujemy się na zalewie w Wąchocku.


Szybki wypad, ale warto było. Trzeba korzystać z ostatnich dni wakacji.