niedziela, 26 października 2014

2014.10.26. Drzewica - Odrzywół (Drzewiczka)

Ostatni spływ (w imieniny Pilicą) - odchorowałem. Przeziębiłem się i kajaki miały odpoczynek. Choroba odeszła w samą porę. Od dłuższego czasu, na Forum Wodnym ustalaliśmy szczegóły spływu Drzewiczką. Mała być niedziela. W piątek wieczorem, na mini - chacie większość już żyła spływem. Po co czekać? Umawiamy się więc wszyscy już na sobotni wieczór u SCHWIMWANNENA. Mariusz ma działkę z domkiem nad Pilicą, niedaleko Drzewicy. A więc w sobotę po południu zabieram namiot, kajak i ruszam. Na miejscu jestem pierwszy. Po chwili dojeżdża Jacek (CZOŁG).


Czekając na resztę ekipy, rozgrzewamy się minimalnymi ilościami napojów wyskokowych. Po woli pojawiają się kolejni. Jest nas coraz więcej. Szykujemy więc ognisko. Gdy już zapadają całkowite ciemności dojeżdżają ostatni (ELTECHY). Nie ma tylko PRUSA, który dołączy dopiero jutro w Drzewicy, na starcie. Ma jednak mocne alibi. Pojechał na wesele... ale przyjedzie i popłynie. Brawo. Przy ognisku, jak zawsze. Kupa śmiechu, żartujemy, spożywamy itd.

Fot. Lech (ELTECH)

No dobra, pora się kłaść. Zimno jak diabli. Na pewno poniżej zera. Większość rezygnuje z namiotu i kładzie się spać w chacie Mariusza (nie ogrzewana), ale kilku desperatów śpi w namiotach, a nawet i bez namiotów. Rano ciężko wyleźć ze śpiwora.

Fot. Lech (ELTECH)

Szron na trawie, szyby samochodów też nim pokryte. Powoli, bardzo powoli pakujemy się jednak do samochodów i ruszamy. Meldujemy się przy zalewie w Drzewicy, gdzie dołącza do nas Prus.

Fot. Lech (ELTECH)

Zimno jest nadal, ale już na plusie. Startujemy na wspomnianym zalewie i ledwie po 400 metrach przenosimy kajaki przez zaporę, za którą na Drzewiczce znajduje się stary tor kajakowy.


Spływamy go, mijamy ruiny zamku i wypływamy z miasta.


Pojawiają się bystrza, trochę drzew w rzece.

Fot. Piotr (PRUS)

Słońce próbuje przebić się przez chmury, ale jakoś mu to słabo wychodzi.


Na rzece spora armada kajaków. W całej grupie spotykamy się tylko przy nielicznych zwałkach. Jest zimno, ale rzeka prezentuje się ... przyjemnie.


Przy jednym z obalonych drzew zapoznaję się z nią dosyć blisko. Próbowałem się przecisnąć pod niskim pniem. Drzewiczka porwała mi wiosło (PRUS je złapał, ale już po drugiej stronie przeszkody). I tak bez wioseł przecisnąłem się na siłę, lecz podparcia nie miałem żadnego. Kajak zakołysało i leżę "do góry kołami". Zimna woda, wyskakuję do brzegu jak poparzony. Wylewam wodę z kajaka i płyniemy szukać jakiegoś dogodnego wyjścia na brzeg, cobym się przebrał w suche ciuchy.

Fot. Lech (ELTECH)

W końcu takowy się pojawia. Przebieram się, piję cieplutką herbatę i zbieramy się na wodę.


Dalej już płynę skoncentrowany,


nie mam więcej ubrań na zmianę.


Mamy jeszcze kilka przenosek (sztuczne progi).


Przepływamy przez jakieś rozlewiska, gdzie jest bardzo płytko


i pod wieczór dopływamy do mety.


Część jedzie po samochody do Drzewicy, a nie kierowcy, w tym czasie rozpalają ognisko. W miłej atmosferze mija nam czas, lecz pora do domów.

Fot. Lech (ELTECH)

Żegnamy się gorąco i rozjeżdżamy. Mimo kąpieli bawiłem się dobrze, jednak nabrałem trochę respektu do sztywnego kajaka. Dmuchańce są zdecydowanie stabilniejsze.

wtorek, 7 października 2014

2014.10.07. Szczekociny - Łysaków (Pilica)

No i wczoraj się dokonało. Rozpocząłem 37 słownie (trzydziesty siódmy)!!! rok żywota, na tym ziemskim padole. Póki co Neptun jest dla mnie łaskawy i pozwala mi odkrywać nowe szlaki. Jak uczcić wczorajsze urodziny i dzisiejsze imieniny?? Najlepiej w kajaku. Tyle że za oknem już jesień i ciężko znaleźć chętnych, tym bardziej poza weekendem. Rzuciłem na Forum Wodnym propozycję i o dziwo jeden desperat się znalazł. To Piotr (peterka), mieszkaniec Dąbrowy Górniczej. Żeby było dosyć sprawiedliwie to wybieramy spływ Pilicą od Szczekocin do Łysakowa. Chciałem popłynąć Niffty'm ale Piotr ma pneumatyka i nie ma bagażnika na dachu, więc zabrałem ze sobą Pointera. A więc we wtorek rano wyruszam na południe na spotkanie z peterką. Umówiliśmy się w Łysakowie. Odnaleźć drogą lądową tę osadę (miejscowość to chyba za dużo powiedziane) nie było łatwe. Lasami, polami ale udało się. Peterka też dotarł. Chcemy odnaleźć rzekę, żeby wiedzieć gdzie skończyć pływanie. Na łące przy rzece jakieś krowy. Brzegi mało charakterystyczne, ale trafić tu powinniśmy. Wracamy do samochodów. I tu niespodzianka. Żadne tam krowy tylko byk. Przypuścił na nas szarżę. Gdzie tu uciekać? Chyba tylko wskoczyć do Pilicy. Na nasze szczęście łańcuch powstrzymał skutecznie zapędy bestii, bo inaczej zaliczylibyśmy kabiny zanim jeszcze wyciągnelibyśmy kajaki.


Autem Piotra jedziemy do Szczekocin gdzie przy Pałacu Dembińskich mamy zejść na wodę.


Pogoda jak na tę porę roku można powiedzieć wzorcowa. Szaro, buro i ponuro. W powietrzu czuć wilgoć. Spacerujemy przy wcześniej wspomnianym pałacu. Ładne miejsce.

Fot. Piotr (PETERKA)

No dobra, pora zabierać się do kajaków. Niebo lekko się przejaśnia. Zanim się zwodowaliśmy przejaśniło się całkowicie.


Upału nie było, ale słońce świeciło jasno. Ruszamy. Z początku trochę kanałowy odcinek miejski zakończony progiem wodnym. Nawet przymierzałem się do spłynięcia, ale po oględzinach z brzegu, darowałem sobie.

Fot. Piotr (PETERKA)

Przepływamy pod mostem (jeszcze w Szczekocinach) i krajobraz zaczyna powoli się zmieniać.


Pilica oddala się od miasta. Robi się ciszej. Nie wiem czy to jeszcze w Szczekocinach, czy już nie, ale nagle znajdujemy się w jakimś innym świecie. Najpierw przenoska przy malowniczym młynie.


Na chwilę tam przystajemy, i zjadamy śniadanie. Przy zejściu na wodę Piotr miał pewne kłopoty i zalicza hm... pół, ćwierć kabiny ? Nieważne, trochę się zmoczył. Dobrze że słoneczko sobie nie żałuje i jak na Październik to całkiem mocno świeci.


Jak już pisałem, znaleźliśmy się w jakiejś bajce.

Fot. Piotr (PETERKA)

Na brzegach już jesień. Drzewa, krzewy mienią się na żółto,


czerwono,


zielono.


Jest pięknie. Aż trudno uwierzyć że administracyjnie to Śląsk !! W korycie rzeki jakieś powalone drzewa, ale widać że poprzecinane na tyle aby kajak przepłynął.


Akurat dzisiaj mi to nie przeszkadza, płynę pneumatykiem. Tempo mamy bardzo leniwe. Leżymy dosłownie w kajakach i podziwiamy naturę.


I tak powoli, wczesnym popołudniem meldujemy się przy następnym młynie tym razem w Przyłęku. Przenosimy kajaki, i wiosłujemy dalej.

Fot. Piotr (PETERKA)

Dzień już niestety coraz krótszy.


Niedaleko przed metą znajdujemy małą piaszczystą wysepkę. Zatrzymujemy się, palimy ognisko, pieczemy kiełbaski.

Fot. Piotr (PETERKA)

Do celu już niedaleko. Postanawiamy zamienić się kajakami. Wsiadam w kajak peterki (Twist firmy Gumotex). Trochę podobny do Hudsona w którym zaczynałem przygodę na rzekach. Jest jednak szybszy i chyba lepszy nautycznie.

Fot. Piotr (PETERKA)

I tak dopływamy do Łysakowa. Wychodzimy na stały ląd.

Fot. Piotr (PETERKA)

Byk nadal pilnuje polany. Targamy więc kajaki do samochodu trochę okrężną drogą. Pakujemy je do Rovera i wracamy do Szczekocin po samochód Piotra. Tam dostaję prezent urodzinowo - imieninowy od dzisiejszego towarzysza. Nalewka z ... czegoś. Po powrocie spróbowałem. Pycha. Urodziny i imieniny jak najbardziej się udały. Długo będę miał w pamięci widoki jesieni na górnym odcinku Pilicy.