niedziela, 30 listopada 2014

2014.11.30. Skarżysko Kamienna - Starachowice (Kamienna)

W Andrzejki umówieni byliśmy z Prusem na pływanie. Wybieramy znany odcinek Kamiennej. Jest już zimno i nie ma co eksperymentować na nieznanych bądź trudnych odcinkach rzek. Ranek mroźny. Ubieram się więc grubo.

Fot. Piotr (PRUS)

Jedziemy do Skarżyska, gdzie przy moście na ul. Pięknej dołącza do nas inny forumowicz - Sławek (RYBA) z żona Anią. Szybko szykujemy się do spływu.


W głowie mam mieszane uczucia. Pływać się chce, ale czy w taką pogodę? A jak się wywrócę? Przecież kajak mnie jeszcze nie chce słuchać.


No dobra zaczynamy.


Pierwsze kilkadziesiąt metrów na przyzwyczajenie się, potem już płynę. Cały czas uważnie. Staram się nie szarżować, wybieram najbezpieczniejsze rozwiązania. Za jednym z zakrętów leży obalone drzewo. Ania je pokonuje, za nią płynie Sławek. Chwila jego nieuwagi i ... słyszę plusk. RYBA ląduje w wodzie!! Dla Ryby, to może i naturalne środowisko, ale na pewno nie dla mnie. Co robić? Najrozsądniej byłoby obnieść to miejsce. Jednak brzegi nie za bardzo pozwalają wysiąść z kajaka. Niech się dzieje co chce. Jak Sławek już się wygrzebał z wody i "odblokował" rzekę, płynę. Hop i już jestem po drugiej stronie drzewa. Więcej strachu było niż to warte.


Po chwili jednak zahaczam wiosłem o gałęzie. Wyrywają mi je z rąk. Dobrze, że niezawodny Piotr był w pobliżu. Łapie je i mogę płynąć dalej. Po tej zwałce płynie mi się trochę pewniej. Może nie jakoś wielce komfortowo, ale lepiej. Kolejna przeszkoda. Tym razem trzeba przepłynąć pod nisko zawieszonym pniem. Wszystkim się udaje. Podpływam ja. I tak, i siak, nie mogę. Przekręcam się w kajaku, że łokciem zanurzam się w wodzie, ale rezygnuję. Boję się wywrotki. Tyle, że znowu nie ma jak wyjść na brzeg. Prus staje za obalonym drzewem. Ja się rozpędzam, napływam ile się da. Piotr łapie mój kajak za dziób i przeciąga mnie na drugą stronę. Uff, udało się.

Fot. Piotr (PRUS)

Po chwili Kamienna znowu nas zatrzymuje. Tym razem znowu do pokonania obalone drzewo, ale wielkie i nie jedno. Zanim wszyscy się przez to przedrą, ja obnoszę je brzegiem. Nie bałem się, lecz szkoda czasu. Dzień już jest bardzo krótki a nie wiadomo co dalej nas jeszcze czeka.


Dalej jednak już spokojnie dopływamy do starego młyna.

Fot. Piotr (PRUS)

Wyskakuję kajakiem na brzeg i co to? Fartuch przymarzł mi do kokpitu. Odrywam go i wyłażę na brzeg.


Krótki postój. Kajaki nam zaczynają pokrywać się lodem. Niezły sport ekstremalny.


Płyniemy jednak dalej. Małe bystrza, zakręty i w końcu próg z palami.


Tego nikt nie spływa. Znowu wyłazimy na brzeg.


Po zejściu na wodę Ania podpływa do progu i ćwiczy tam dziwne akrobacje. Podziwiam. Ja bym się bał, zwłaszcza w takich warunkach.


Mijamy kilka zakrętów i dopływamy do kolejnego progu. Dotąd trzy razy tam płynąłem. Raz obniosłem, dwa razy próbowałem spłynąć, ale bez pomocy innych się nie udało. Teraz jednak płynę kajakiem polietylenowym. Podpływam i ... spływam. Fajnie. Pozytywnie zmotywowany ruszam mocno napierając na wiosło.

Fot. Piotr (PRUS)

W Wąchocku na zalewie jestem pierwszy. Dopływam mniej więcej do połowy i to byłoby na tyle. Zamarznięty. Czekam na pozostałych. PRUS przedziera się środkiem, za Nim RYBY. Ja płynę przy brzegu. Jednak za blisko tamy nie udaje nam się przedrzeć. Czeka nas długa przenoska. Szybko się uwijamy i na wodę.


Zaczyna się ściemniać. Z Wąchocka do Starachowic także wysuwam się na czoło. Szybko płynę i muszę przyznać że płynie mi się niczego sobie. Może i znajdę wspólny język z Vortexem. W Starachowicach kończymy przy Starej Przystani na zalewie "Pasternik". Wszystko pozamarzane, ciemno, zimno, jednak wszyscy zadowoleni. Zostawiamy RYBĘ z kajakami i jedziemy do Skarżyska po samochody. Przyjemny spływ mimo arktycznych warunków.


A więc i zima nie straszna. Zobaczymy co dalej. Ja jestem chętny do pływania. Byle rzeki nie zamarzły.

niedziela, 16 listopada 2014

2014.11.16. Smardzewice - Inowłódz (Pilica)

Wszystkim znajomym wodniakom coś wypadło a ja chcę pływać!!! Po wywrotce na Iłżance trochę straciłem wigor. Najlepsza na przełamanie wydaje się rzeka bez przeszkód. Muszę wyczuć w końcu tego Vortexa. Na Forum Wodnym umawiam się z Łukaszem (ORZECH) który chce kupić kajak i chodzi mu po głowie Niffty 385. Proponuję mu spływ. Wezmę dla Niego Niffty'ego i będzie mógł sobie zobaczyć czy Mu pasuje. Orzech ze Skierniewic ja ze Starachowic. Spory rozrzut. Wybieramy Pilicę. Ze Smardzewic do Inowłodzia. W miedzy czasie "domawia" się do nas forumowiczka Agnieszka. Tyle że Ona pływa "maratonką". Obiecuje płynąć wolno. Umawiamy się w niedzielę rano w Inowłodziu. Potem jedziemy do Smardzewic gdzie zaraz za tamą zalewu Sulejowskiego mamy spotkać się z Agnieszką.

Fot. Łukasz (ORZECH)

Łatwo odnaleźć się nie było. Dopiero po kilku telefonach się spotykamy.

Fot. Łukasz (ORZECH)

Przywitanie, rozpakunek i na wodę. Pogoda "pod psem". Zimno, szaro, buro i ponuro. Do tego kropi deszcz. Wskakuję na wodę i mam mieszane uczucia. Albo Vortex nie nadaje się na taką rzekę, albo ze mnie kajakarz jak z koziej d... trąba ?


Buja mnie na boki, płynę cały czas jakiś spięty, obawiając się wywrotki. I tak mało komfortowo dopływam do tamy w Tomaszowie Mazowieckim.


Przenoska, chwila na rozprostowanie gnatów i w drogę. Przepływamy przez miasto.


Na końcu Tomaszowa most, pod nim bystrze. Wychodzimy z kajaków aby je obejrzeć.

Fot. Łukasz (ORZECH)

Wygląda jak dla mnie groźnie. Agnieszka go nie spłynie kajakiem z laminatu.


Orzech też woli obnieść brzegiem, ja myślę i ... też obnoszę. Płynąc dalej miałem jakieś wyrzuty sumienia. Przecież po to kupiłem taki kajak żeby móc pokonywać takie miejsca. Może ta kąpiel w Iłżance jeszcze we mnie siedzi i się boję? Na jednej z plaż robimy króciutką przerwę.

Fot. Łukasz (ORZECH)

Do Vortexa wsiada Aga i po chwili wyskakuje z niego. Jest doświadczoną kajakarką i też stwierdza że jest bardzo wywrotny. Ech, będę musiał jakoś z tym żyć. Dalej Pilica nie zachwyca. Pewnie jest to spowodowane deszczem, zimnem, listopadem i mało jak dla mnie komfortowym płynięciem.


Szybko dopływamy do Inowłodzia.


Tam jeszcze jedno wątpliwe bystrze które trzeba spłynąć. Tutaj już dajemy radę wszyscy. Może nie taki wilk straszny jak go malują? Może tym kajakiem też da się pływać? Ten spływ na pewno na to mi nie odpowie. Popływam więcej to się dowiem.

wtorek, 11 listopada 2014

2014.11.11. Iłża - Wólka Gonciarska (Iłżanka)

Iłżanka. Gdzieś przewijała się w naszych rozmowach. Ale nie miałem odpowiedniego kajaka, ale zawsze wybór padał na jakąś inną rzekę, ale... Mając "górala" i bliskość tej rzeki, postanowiłem się coś więcej o niej dowiedzieć. W środę mam wolne i jadę na mały rekonesans. Do niektórych mostów ciężko dojechać, lecz zaglądam wszędzie gdzie się da. Wnioski: wody powinno wystarczyć. Prus proponuje niedzielę w Święto Niepodległości. A więc Iłżanka. Raczej emocji nie przewidujemy. Kanał i tyle. Jak powiedział PRUS - "trzeba to spłynąć, odhaczyć i tyle". Spotykamy się przy wylocie ze Starachowic. Po drodze do miejscowości Ruda Leśniczówka (tam planujemy zakończyć) policjanci sprawdzają moją trzeźwość. Wszystko OK i jedziemy dalej. Na mecie zostaje mój samochód, a PRUSOWYM jedziemy na start do Iłży. Jest słonecznie i dosyć ciepło. I tak ma być przez cały dzień. Rozpakowujemy się w Iłży,


zaraz za progiem kończącym zalew.


Ostatnie spojrzenie na rzekę i zsuwamy się na jej toń. Odcinek "miejski" bardzo sympatyczny. Wielokrotnie jeździłem tam na zamek i przechadzałem się po mostkach nad Iłżanką. Teraz Nią płynę.


Kilka bystrz, domy i podwórka przy samej wodzie. Fajnie. Taka mała Wenecja. Za mostem na drodze "9" także ciągnie się Iłża, ale już nie tak blisko rzeki.


Zaczynają się małe przeszkody,


są i większe,


nurt dosyć żwawy,

Fot. Piotr (PRUS)

jest dosyć ciasno, do tego dochodzą ostre zakręty.

Fot. Piotr (PRUS)

Jak dla mnie łatwo nie jest. Ale zabawa przednia.

Fot. Piotr (PRUS)

Na końcu Iłży most, za którym stoi stary młyn, a raczej to, co z niego zostało. Widziałem to miejsce wcześniej i byłem pewien przenoski, ponieważ do mostu, od spodu doczepione są jakieś pręty i do tego mały kamienisty uskok wody. Ale gdzie tam. PRUS to jakoś przepływa. Postanawiam i ja spróbować. Jest ciasno, ale daję radę.

Fot. Piotr (PRUS)

Mijamy wspomniane ruiny młyna.

Fot. Piotr (PRUS)

Chwilę dalej zaczyna się kanał. Tego się spodziewaliśmy. Dopływamy do zapory w Jedlance Starej. Przenoska i krótka przerwa.


Dalej też ma być kanałowo, lecz według map i zdjęć satelitarnych, z niezliczoną ilością progów.


Tak też jest. Jednak przy tym stanie wody spływamy wszystko.

Fot. Piotr (PRUS)


Jak na kanał nie jest nudno. Na chwilę powstrzymuje nas nisko zawieszona kładka.


Na kanale pokonujemy różnego rodzaju przeszkody

Fot. Piotr (PRUS)

i mijamy różne wynalazki hydrotechniczne.


Ładne widoki, płynie się całkiem przyjemnie w listopadowych promieniach słońca.


Przed mostem w Wólce Gonciarskiej zasięgamy języka u wędkarzy. Czy daleko jeszcze, czy już do końca będzie kanał? Podobno jeszcze jakieś 4 km. i cały czas kanałowo. Ale za owym mostem, jednak jest taki przełomowy fragment rzeki. Kilka zakrętów z dosyć silnym nurtem, trochę kamieni i gałęzi w korycie. No i na jednym z zakrętów zachwiało mną. Nurt zrobił resztę i leżę w wodzie. Nie mogę się wydostać z kajaka, woda spycha mnie w jakieś gałęziory, wiosło gdzieś tam się zahacza i zostaje. Mi udaje się wydostać na powierzchnię. Drogą lądową na pomoc dociera Piotr. Wyciągamy kajak na stromy brzeg. Wylewam wodę i daję PRUSOWI kluczyki oraz dokumenty do mojego auta, które czeka 4 km. dalej. Ja nie popłynę przecież bez wiosła.


A więc Piotr płynie, ja na chwilę wskakuję do rzeki i próbuję dostać się do krzaczorów w których utknęło moje wiosło. Nic z tego, jest głęboko i nie mam zamiaru tam nurkować w Listopadzie. Ciągnę więc kajak przez wieś. Jakiś kilometr do przystanku PKS, skąd podejmuje mnie Piotr.


Wracamy do Iłży po Jego samochód. Iłżanka wcale nie okazała się nudna. Były momenty trudne, odcinek uregulowany dosyć długi i przyjemny. Szkoda tylko wiosła, ale tu znowu cytat z PRUSA, tyle że Piotra - "Niepodległość wymaga ofiar także w naszych czasach".

niedziela, 2 listopada 2014

2014.11.02. Domaniów - Jankowice Kolonia (Radomka)

Zimna kąpiel jaką  zafundowałem sobie na Drzewiczce nie ostudziła mojego zapału. Skłoniła natomiast do przemyśleń. Potrzebuję jeszcze jednego kajaka na mniejsze rzeki gdzie w korycie jest sporo przeszkód. Wymyśliliśmy sobie że w zaduszki popłyniemy Radomką. Po drodze zabieram PRUSA. I tu ciekawostka. W Radomiu kupuję kajak górski. Dagger Vortex. Niffty'ego zostawiam u sprzedającego na podwórku i z nowym nabytkiem jedziemy do Jankowic gdzie czeka na nas już Jacek (CZOŁG). Przerzucamy jego pływadło do mnie i jedziemy do Domaniowa.


Tu, za tamą na zalewie Domaniowskim wodujemy sprzęty i w drogę. Już pierwsze chwile na wodzie mówią mi żebym uważał. Ten kajak jest jeszcze mniej stabilny niż Niffty.

Fot. Piotr (PRUS)

Wyjścia nie mam. Płynę i zapoznaję się z nim. Pogoda nawet, nawet.


Trochę kręci mi kajakiem, ale podobno do tego się przyzwyczaję a z czasem opanuję żeby nie kręciło. Pożyjemy, zobaczymy. Skupiam się na płynięciu. Udaje mi się spłynąć bystrze, jak na początek, całkiem nieźle.

Fot. Piotr (PRUS)

Pokonuję kilka zakrętów. Vortex wydaje się dosyć szybki jak na kajak górski.

Fot. Piotr (PRUS)

Pływanie, pływaniem, ale po Radomce spodziewaliśmy się że będzie trochę trudniej.


Na całej trasie mam do pokonania raptem jedną zwałkę. Muszę przyznać że pływanie w takim kajaku nabiera innego wymiaru.

Fot. Jacek (CZOŁG)

Zwalone do rzeki drzewa nie nasuwają do głowy myśli "gdzie tu wysiąść?",

Fot. Jacek (CZOŁG)

tylko "jak to przepłynąć?".

Fot. Jacek (CZOŁG)

Z czasem płynę coraz pewniej i na kanałowym odcinku zakończonym tamą "odjeżdżam" chłopakom.

Fot. Piotr (PRUS)

Przy tamie robimy przerwę.

Fot. Jacek (CZOŁG)

Na pewno zaletą takiego kajaka jest zejście do wody. W większości przypadków po prostu można w nim zjechać do rzeki.

Fot. Piotr (PRUS)

Dalej płynę i wypatruję mostu. Według moich obliczeń gdzieś koło niego stuknie mi 1000 km. w kajaku na rzekach. Jest. Krótka sesja zdjęciowa, i płyniemy dalej.

Fot. Jacek (CZOŁG)

Krajobraz się nie zmienia. Trochę kanałowo,


trochę dziko ale szału nie ma.


Owszem mam przyjemność z pływania, ale widoki nie powalają. Przed metą obnosimy jeszcze jeden jakiś próg. PRUS go spłynął i tylko krzyknął nam że jak nie chcemy się moczyć to lepiej go obnieść. Tak też z Jackiem robimy. Po chwili kończymy przy mostku w Jankowicach.


Wracając, odbieram jeszcze Niffty'ego z Radomia. Jakie wnioski? Za mało przepłynąłem Vortexem żeby się mądrzyć. Stabilność na pewno nie jest jego mocną stroną, przynajmniej takie mam pierwsze wrażenie. Ale za to popłynę Nim tam gdzie Niffty i Pointer nie dadzą rady. A więc do następnego razu.