niedziela, 31 marca 2019

2019.03.30-31. Dłużew - Otwock (Świder)

Minął raptem tydzień. Tylko i aż. To był trudny czas. Radykalne i smutne zmiany w życiu. Niestety, mimo iż zmiany przykre, to znalazły się kundle, które nawet tego uszanować nie potrafią. Skończy się i to. Kto wie? Może za dwa tygodnie Warta okaże się miejscem które zdmuchnie ich z powierzchni ziemi? Jest kilka petard które mogą to uczynić. Póki co był Świder. Ucieczkę w kajak zaproponował Robert (Lopson). Dla mnie to już nie ucieczka jednak. Pierwszy raz w życiu wyszedłem z zupełnie pustego domu i do takowego powrócić miałem. Pierwszy raz w życiu siedziałem w kajaku bez wyrzutów sumienia. Rzekę zaproponowałem ja. Pod wiosło poszedł Świder. Ni blisko, ni daleko, lecz jakoś nigdy tam nie gościłem. Choć to jeszcze marzec, wypuściliśmy się z namiotami. Pogoda trafiona w dziesiątkę. Piękne, ciepłe wiosenne słońce. Rzeka także. Wiele sobie nie obiecywaliśmy. I jak początek spełniał te wyobrażenia, tak szybko zniknął i co rusz ukazywał coraz to piękniejsze zalety owej rzeki. Optymalnie. I kilka zwałek, i wody wystarczająco, i słońce, i piękna przyroda - było wszystko. Świetne miejsce biwakowe. Progi, kaskady, bystrza, rezerwat przyrody. Wszystko czego dusza zapragnie. Rzeka idealna. Jedynie ostatnie wydarzenia sprawiły, że organizm ciężko pokonywał te wszystkie zalety. Drugiego dnia po prostu fizycznie zdechłem. Ciągnął mnie Lopson po tym Świdrze, lecz do Wisły nie dociągnął. Brakło może 1,5 km. Półtora kilometra obaw, czy wrócimy po auto. Tak więc będzie okazja by tam jeszcze zagościć. Pięknie byłoby latem, lecz czy stan wody pozwoli? Mam obawy, że może jej nie starczyć...