sobota, 27 października 2018

2018.10.27. Komorniki - Bobrowniki (Czarna Włoszczowska)

Kilka tych Czarnych już zaliczyłem. Od dzisiaj na koncie mam następną. Tym razem pod wiosło poszła Czarna Włoszczowska.


Wybór nie najbliższy domu ze względu na częstochowskie towarzystwo. Towarzyszyli mi stary znajomy Wojtek (CHI) i nowo poznany, nieźle zakręcony na punkcie kajaków Piotr - "medalik" z samej Częstochowy.


Plan weryfikujemy już przed startem i dokładamy w ciemno kilka dobrych kilometrów, by móc dopłynąć do samego ujścia.


Poranek szary i ponury. Złota polska jesień już sobie odeszła. Szkoda, bo zmarnowałem ją pod kątem kajaków wzorowo.


W ogóle ten rok nie obfituje w wiele eskapad. Za to jakościowo prezentuje się nieźle. Sporo nowych dla mnie szlaków odkryte.


I tak w ten pochmurny sobotni poranek meldujemy się w Komornikach. Nie miałem żadnych informacji na temat tej rzeczki. Na wiele też nie liczyłem.


I początkowe fragmenty tak właśnie wyglądały. Z każdym kolejnym pokonanym meandrem słońce nieśmiało, lecz coraz bardziej miało ochotę nam osłodzić ten spływ.


Każdy kolejny zakręt faktycznie sprawiał, że Czarna Włoszczowska coraz bardziej przypadała mi do gustu.


Rzeka do spływania łatwa. Pojedyncze zatopione konary nie sprawiały najmniejszych kłopotów z ich pokonaniem.


Resztki jesieni na drzewach i brzegach. Cicho i spokojnie. Od samego startu narzucam mocne tempo.


Nie żeby się zamordować, choć gdzieś w głowie siedziało jak wygląda kondycja gdy kajakowania jak na lekarstwo. Głównym powodem był jednak dystans.


Prawie 25 kilometrów po zupełnie nieznanej rzece, więc ktoś musiał ciągnąć to towarzystwo. A więc chłopaki w swoich "Piraniach" na tyle, ja zaś w swojej ukochanej Katanie na czele.


Czasem odkładam wiosło i czekam na kolegów. Siła jest, kondycja też. Jest też o dziwo sporo wody. Czarna Włoszczowska nawet na jednym centymetrze nie została uregulowana. Rzecz niemal niespotykana w tym kraju.


To najlepszy dowód, że brak wody w naszych rzekach nie jest spowodowany tylko brakiem śnieżnych zim i letnich susz.


Rzeka pozostawiona sobie, meandrująca, z trawiastymi brzegami potrafi sobie poradzić sama. I czyni to zdecydowanie lepiej bez ingerencji ludzi.


Brzegi zadziwiająco czyste. Sama woda też wysokiej klasy. To może być fajna opcja na letnie pływanie, gdyż woda nie ma się gdzie rozlać i wygląda na to, że zawsze powinno jej wystarczyć.


Mijamy piękne, zalesione skarpy. Dwie zaskoczone sarenki. Trochę trzciniastych fragmentów i mnóstwo meandrów.


Nurt dość słaby, a przed remontowanym mostem w Pilczycy zupełnie go już nie było. Pod owym mostem - zapora. A więc przenoska.


Wprawdzie ekipa remontowa chciała nam otworzyć śluzy, lecz spłynięcie i tak byłoby niemożliwe, ze względu na okropne, metalowe kratownice.


I jak nie chcieliśmy więcej wody od drogowców, tak podczas przenoski niebo samo postarało się by jej dołożyć.


Zaniosło się ciemnymi chmurami, po słońcu nie został ślad, za to zaczął padać deszcz. Za wspomnianą zastawką rzeka nieco się zmienia.


W korycie mnóstwo labiryntów z drzew. Lecz tak ciekawie to wszystko poukładane, że i pneumatycznym kajakiem można by tam pływać bez obaw.


Mniej więcej w połowie dystansu, korzystając z chwili bez deszczu zarządzamy krótką przerwę. Szybko jednak aura wpędza nas do kajaków.


Tempo nadal mocne. Czarna cały czas piękna mimo, iż deszcz nie odpuszcza.


Spadające krople tworzące na rzece "bąble" zwiastują, że albo będzie już tak padać cały czas, albo za chwilę przejdzie.


Tak podpowiada pewne ludowe powiedzenie. Jak to jest - nie wiadomo. Na dwoje babka wróżyła.


Dzisiaj wywróżyła, że padać już miało do samego końca. Raz mniej, po chwili intensywniej, ale cały czas coś kapało.


Jeszcze jedna przenoska przed samą pierwotnie zakładaną metą w Ciemiętnikach i powoli zaczynamy wypatrywać ujścia do Pilicy.


Końcowy fragment Czarnej Włoszczowskiej najmniej ciekawy widokowo.


A Pilica? Pilica nigdy nie była moją ulubioną rzeką. Monotonia.


Leżymy w kajakach, dyskutujemy, dopiero przed metą mocniej napieram na wiosło, by mieć to już z głowy.


Spływ jak najbardziej udany. Przypadła mi ta rzeczka do gustu. Ne pewno będę tu wracał. No i koniecznie trzeba zobaczyć jak prezentuje się wyżej.


A więc do zobaczenia na szlaku.

niedziela, 14 października 2018

2018.10.14. Starachowice - Brody (Kamienna)

Kajakowóz już w pełni sprawny. Mimo tego faktu spływ najbliższy z możliwych.


Taki z gatunku "od tamy do tamy". Towarzystwo kajakarskie dość nowe - Przemek (ROBAK).


Dla niego spływ rodzinnym miastem pewnie był jakimś wydarzeniem.


U mnie bez szału. Przerwa w pływaniu wyciszyła emocje.


Jasne, że lepsze to niż nic, lecz chyba potrzebuję czasu, by wrócić do kajakowego fachu.


Z ciekawostek - aura. Połowa października, a pogoda niczym w połowie lata.


Wody jak na lekarstwo. W mieście notoryczne szuranie po kamieniach.


Za "żelaznym mostem", gdzie rzeka nie została tknięta melioracją, wody już wystarczająco.


Dosyć ciepła i czysta. Ogromna ilość ryb. Niektóre uderzały nawet o kajak.


Kamienna zmieniła się tu jednak w ostatnich latach zdecydowanie. Niestety na minus.


Może nie tyle sama rzeka, jak jej brzegi. Tu ludzie odcisnęli swoje piętno. Wyrżnięte wszystkie drzewa. Krajobraz pustynny.


Szkoda, bo w pojedynczych miejscach, gdzie drzewa się ostały, wyglądało to nieźle.


Piękna paleta barw.


Sam spływ dość senny. Sporo przerw, trochę piwa...


Niemiła niespodzianka pod mostem w Michałowie. Złamane wiosło.


Spacer na "miasto", pożyczone kombinerki i... Polak potrafi - wiosło naprawione.


Przynajmniej na tyle, by móc kontynuować.


Mała ilość wody sprawiła, że za wspomnianym mostem Kamienna też została pozbawiona swojego pazura.


Tu jednak najładniejszy dzisiejszy odcinek.


Rozlewiska w Dziurowie, zalew Brodzki i kolejna przerwa na przystani ośrodka wypoczynkowego.


Stąd w dość szybkim tempie dopadamy do tamy.


Przynajmniej wiadomo, że zdrowie i kondycja pozostały. Chyba nie ma co więcej się podniecać. Ot, niedziela w kajaku. Ileż można pisać to samo?


Zanosi się jednak, że pływania będzie więcej. Robak złapał bakcyla. Prędzej czy później i ja wrócę na właściwe tory.