niedziela, 12 czerwca 2016

2016.06.12. Wyspa - Stare Kotlice (Biała Nida, Nida)

Trochę czasu upłynęło po tej nieszczęsnej Sannie. W międzyczasie mały wypad na Wkrę. Dzisiaj już prawdziwa próba przełamania się i powrotu na kajakowy szlak. Towarzyszył mi Piotr (PRUS). To On wymyślił trasę. Niedziela. Słonecznie. Ciepło.  Logistyka na medal. Żadnego błądzenia. Szybko to wszystko poszło i przed dziesiątą rano jesteśmy gotowi, by zejść na wodę, przy starym młynie w miejscowości Wyspa.


Biała Nida. Ostatnim razem tu goszcząc była rzeczywiście biała. Dzisiaj była zielona.


Mnóstwo zieleni na brzegach. W korycie trochę mało wody, lecz to już bardziej złożony problem.


Mamy swoją teorię czemu tak się dzieje, ale nie będzie dzisiaj o tym. Jak ktoś zainteresowany-odsyłam tu http://pruswkajaku.blogspot.com/2016/05/piekne-rzeki-juz-niedugo.html. Lodowe tafle ustąpiły miejsca trawom i trzcinom.


Dookoła eksplozja zieleni. Tempo staraliśmy się trzymać solidne. Chciałem zdążyć na dzisiejszy mecz Polaków.


Płyniemy na tyle, na ile pozwala stan wody. A tej notorycznie mało. Nie szuramy co prawda kajakami po dnie, lecz zanurzenie całego pióra wiosła bez zmącenia piachu jest rzadkością.


Rozglądam się. Woda odsłoniła bobrowe korytarze i jamy, którymi normalnie ci inżynierowie się poruszają. Ciekawe gdzie teraz się podziewają? Jest ładnie. Biała Nida to był dobry wybór na niedzielny spływ. Cicho i spokojnie.


Płyniemy, rozmawiamy, delektujemy się otaczającą przyrodą.


Pierwszy postój w tym samym miejscu co i w styczniu. Lekki posiłek i w drogę.


Biała Nida była dobrym wyborem na przełamanie. Bez uregulowanych odcinków, czysta woda., bez zwałek. Wszystko jak trzeba. Czuję się w kajaku dobrze. Wraca chęć pokonywania odległości za pomocą wioseł. Tego mi było potrzeba.


Mimo iż w głowie siedzi ten mecz, mimo iż staram się utrzymać dosyć dobre tempo, wcale szybko jakoś to nie idzie. Przy takim poziomie wody, ciężko "pogonić". Miejsce przy starym młynie, które zimową porą przysparzało nieco kłopotów, dzisiaj było tylko krótkim epizodem.


Mijamy most w Żernikach i kierujemy się w stronę połączenia Czarnej Nidy z Białą Nidą.


To miejsce daje początek Nidzie. Robi się szerzej.


Miało też być nieco szybciej. Lecz nie jest. Dopiero na Nidzie zaczynają się problemy z wodą. A raczej z jej brakiem.


Kluczymy od brzegu do brzegu, aby nie ugrzęznąć w piachu na dobre. Na rzece ruch. Jak to w słoneczną niedzielę. Wyprzedzamy armadę komercyjnych spływów. Co rzuca się w oczy, to oczywiście "nie obowiązek płynięcia w kamizelkach". Mam nieco inne zdanie na ten temat, ale... W końcu obowiązku nie ma. Proszę bardzo. Ja tam wolę mieć ją na sobie.


Robimy postój za mostem kolejowym. Posiłek, picie i w drogę.


Mijamy zamek rycerski w Sobkowie i płyniemy chyba najładniejszym fragmentem Nidy.


Dookoła lasy. Jest pięknie. Cicho i spokojnie. Tylko ten brak wody...


Tempo narzucamy szybkie, na ile to możliwe w tych okolicznościach. Około 16:00 lądujemy w Starych Kotlicach. To nasza meta.


Na brzegu czeka transport komercyjnego spływu. Pewnie jeszcze trochę sobie czekali. My szybko zwijamy żagle i ruszamy w drogę powrotną. Spływ jak najbardziej udany. Wody mało bo mało, ale czysta. Tak, Nida sprawiła, że czułem ponownie satysfakcję z pływania. Na E7 spory ruch. Wiele aut z przyczepionymi chorągiewkami. Widać wiara w narodzie spora. Tu już tempo mam zabójcze. Gonię na mecz. I udało się!!

PS.
Polska - Irlandia Płn. 1:0 (0:0). Brawo.