Jak na połowę grudnia pogoda dość łaskawa, razem z
Piotrem (Prusem) jedziemy do Morawicy gdzie zostawiamy jeden samochód a drugim
śmigamy do miejscowości Suków/Papiernia, skąd przy Małej Elektrowni Wodnej
startujemy.
Zejście do wody raczej do dogodnych nie należało.
Fot. Piotr (PRUS)
Na tym fragmencie Lubrzanki płynie się spokojnie, bez
jakichś większych przeszkód.
Po kilku kilometrach dopływamy do połączenia Lubrzanki z
Bielnianką. Odtąd rzeka się nieco poszerza i płynie już jako Czarna Nida.
Nadal brak przeszkód w nurcie.
Po kilku kolejnych spokojnych kilometrach, dopływamy do
zapory w miejscowości Marzysz.
Robimy krótką przerwę, na dłuższą nie pozwala padający
deszcz.
Po szybkiej, nieuciążliwej przenosce ponownie schodzimy na wodę. Wszystkie powalone drzewa jakiś amator piły mechanicznej skutecznie powycinał,
i jedyne większe emocje towarzyszyły nam przy spływaniu
takich oto miejsc.
Fot. Piotr (PRUS)
Tempo było iście rekreacyjne. Mniejszy lub większy deszcz towarzyszył nam przez cały czas.
Mijamy pojedyncze, dosyć łatwe do pokonania przeszkody,
Fot. Piotr (PRUS)
oraz niezbyt wymagające bystrza.
Spokojnie pokonujemy kolejne szare kilometry rzeki,
by po południu dopłynąć do małej miejscowości Bieleckie
Młyny.
Kolejna przenoska. Targamy kajaki przy wspomnianym młynie,
i wodujemy za zaporą, teraz tam jest Mała Elektrownia Wodna.
Długo tam nie zabawiamy. Słońce już nisko. To jest na pewno
jeden z minusów pływania zimą: Szybko robi się ciemno. Tak więc korzystając z
ostatnich promieni słonecznych ruszamy dalej. Za ową zaporą rzeka rozlewa się
szeroko. Tworzą się fale. I tylko na tym krótkim odcinku czułem się w kajaku
niezbyt pewnie. Widać już most,
za którym zaczynają się zabudowania Morawicy.
Szybko dopływamy do tamtejszej tamy.
Zapada mrok, a za chwilę
będzie zupełnie ciemno. Miło spędzona niedziela, chociaż spodziewałem się
cięższej przeprawy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz