niedziela, 13 września 2015

2015.09.13. Rudka - Starachowice (Kamienna)


V spływ zwany „Aleksandryjskim”. W zeszłym roku obiecałem sobie i innym, że popłynę i w tym roku. Niestety,  praca pokrzyżowała moje buńczuczne zapowieści. Tak było do dnia spływu. Jeszcze o 8:30 byłem w pracy, ale myślami zupełnie gdzie indziej. Telefon do Piotra (PRUS), o której ruszają. Telefon do Tomka (TEGIE), gdzie się spotykają. Na szczęście w robocie mam kolegów którzy rozumieją moją pasję. Krótka rozmowa, i „dezercja”z pracy. Szybko do domu, kajak na dach auta, i spotykam się z chłopakami na zalewie „Pasternik” w Starachowicach. Stąd ruszamy w kierunku Rudki, gdzie część spływowiczów już czeka. Po chwili dołącza silna reprezentacja Oddziału Mazowieckiego. Przywitania i szykujemy się do zejścia na wodę. Startuję kilka metrów wyżej niż większość. Spływam próg z palami, i stąd już płyniemy razem w bardziej lub mniej zwartym szyku. .


Rzeka lekka, łatwa i przyjemna.


Taka właśnie miała być. Ideą tego spotkania jest wspólny spływ, a nie bicie kilometrów.


Zresztą i wiek, i umiejętności, w końcu różnorodność pływadeł też ma znaczenie. Brak słońca, dosyć niski stan wody, ale to nas nie zniechęca.


Jest całkiem przyjemnie, ale humor jednak tylko z gatunku „średnich”. Mają na to wpływ problemy osobiste, które gdzieś ciągle wiszą nade mną.


Rzeka. Cóż o niej pisać? Piękna.


W końcu to Kamienna. Moja ulubiona, zielona, zakręcona,


ze swoim specyficznym zapachem i kolorem.


Tempo spokojne. Raz płynę w środku peletonu, raz z tyłu, innym razem na przodzie.


Rozmawiamy, na chwilę zapominam o sprawach które mnie trapią.


Niestety całkowicie od nich uciec mi się nie udaje już do samego końca spływu.


Muszę przyznać że i sama atmosfera jest jakaś taka dziwna. Przynajmniej ja to tak odebrałem.


Z wieloma uczestnikami przepłynąłem wiele kilometrów,


mieliśmy różne przygody na wodzie,


ale odniosłem wrażenie że tym razem było jakoś inaczej.


Może to tylko moje odczucie? Sam nie wiem? Niestety przed zalewem w Wąchocku, główny bohater spływu, Alek, musi zakończyć zabawę. Stan zdrowia nie pozwala mu na kontynuowanie płynięcia. Szkoda.


Wracając do rzeki. Czyż można jej nie lubić?


Kamienna jest bardzo zróżnicowana.


Są bystrza, bywają zwalone do rzeki drzewa.


Są miejsca kanałowe, bez bujnej zieleni na brzegach,


Są i zalewy zakończone tamami.


Tak właśnie było w Wąchocku, gdzie czekała nas przenoska.


Po przeniesieniu kajaków, krótki odpoczynek. Nieśmiało wychodzi słońce.


Po chwili wszyscy znowu są na wodzie.


Ale stąd, do samej mety wysuwam się na czoło stawki.


Płynę sam. Staram się odpocząć. To był zwariowany dzień. Właściwie to powinienem był  teraz być w pracy.


Po kilku kilometrach, na horyzoncie zaczynają się pojawiać zabudowania Starachowic.


To znak, że nieuchronnie zbliżam się do mety .


Kilka mocniejszych pociągnięć wiosłem, i już widać kominy Wielkiego Pieca. Lubię ten widok towarzyszący mi zawsze przy wpływaniu na "Pasternika"


Szybko przepływam zalew, wyskakuję na brzeg i czekam na resztę wodniaków.


Cieszę się że tam byłem, miło było spotkać się ze znajomymi kajakarzami, choć odniosłem wrażenie, że chyba jakoś zaczynamy się mniej rozumieć.


Podziękowania dla Wojtka (BĄBEL), za okazaną pomoc w pracy, dzięki czemu mogłem w ogóle popłynąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz