sobota, 28 listopada 2015

2015.11.28. Morawica - Wolica (Czarna Nida)

Po ostatnim spływie rzeką widmo pozostał we mnie pewien niedosyt. Okazja do poprawienia sobie nieco humoru nadeszła jednak szybko. Prus chciał pływać, Maga chciała pływać, ja też chciałem. Siedemdziesiąty spływ. Czarna Nida. Płynąłem ten odcinek wcześniej dwa razy. Oba razy pneumatykiem, oba razy latem. Teraz miało być inaczej. Dagger Katana 10.4 to mój obecny środek lokomocji i póki co nie mam zamiaru tego zmieniać. Warunki mniej więcej zimowe. To miało być takie małe przetarcie przed pływaniem w nieco chłodniejszym klimacie. Temperatura w okolicach zera, ze wskazaniem na niewiele poniżej. Zaczynamy w Morawicy.


Po suchej porze letniej wody nadal nie za wiele, ale już wygląda to lepiej. Chyba kajaki stały się takim lekiem na całe zło. Jak jest źle, wsiadam w łódkę i płynę. To naprawdę pomaga. Jak już wspomniałem, na wodę schodzimy pod mostem w Morawicy.


Jest szaro, buro i ponuro. Mi to nie przeszkadza, lecz zerkam co jakiś czas w kierunku Magdy. Ona nie pływała jeszcze w takich warunkach. Poza tym, tego dnia przeżywała osobisty dramat. Jednak dzielnie znosiła to wszystko. Wydaje mi się, że ten spływ pomógł oderwać się choć na chwilę od przykrych myśli. Jeżeli chodzi o walory estetyczne, to pora roku niewiele może zaoferować. Takie jest moje zdanie.


W powietrzu sporo wilgoci, co potęguje uczucie chłodu. Żadnych zwałek nie było. Gdzieniegdzie przy brzegach woda już występuje w postaci lodu. Gdzieniegdzie brzegi pokryte szronem, a nawet niewielką ilością śniegu.


Kilka łabędzi, sporo kaczek, zimorodek i notoryczny brak słońca.


Nie żebym narzekał, takie pływanie też ma swój urok, ale jednak wolę, jak jest ciepło.


Płyniemy dosyć leniwie, przynajmniej takie odniosłem wrażenie, choć w rzeczywistości okazało się, że tempo było całkiem przyzwoite. Zabieram do kajaka znalezione spławiki i inne wędkarskie narzędzia zbrodni, które mogą zagrażać ptactwu wodnemu.


Po trochę takim nijakim początkowym fragmencie, rzeka zaczyna mi się podobać.


Godzę się z myślą, że przed nami pół roku pływania w takich warunkach.


Jedno czy dwa bystrza, most kolejowy i nim się obejrzeliśmy, byliśmy już przy najtrudniejszym bystrzu tego dnia. Spływamy je wszyscy i robimy krótką przerwę.


Ciepła herbata, rozprostowanie nóg i wracamy na wodę. Rzeka się nie zmienia. Meandruje jak wcześniej.


Zmienia się natomiast pogoda. Robi się jakoś ciemno, przez moment coś mży, wygląda jakby zaraz miał zacząć padać śnieg. Jednak do końca spływu białego nie było.


Od miejscowości Ostrów do mostu kolejowego przed Wolicą


przepływamy przez najmniej ciekawy odcinek. Wysokie, szare, smutne brzegi. Do tego dłonie mi marzną niemiłosiernie. Płynę w neoprenowych rękawicach. Zimową porą nie zdają egzaminu. Na następny spływ powrócę do rękawic gumowych, które służyły mi zeszłą zimą.



Przyspieszam trochę, pozwala mi to rozgrzać dłonie. Od wspomnianego mostu do mety już niedaleko, no i odcinek jest piękny. Płyniemy powoli, podsumowujemy spływ. Kończymy przy młynie w Wolicy.


Było całkiem sympatycznie, nie ma co narzekać na widoki, cóż "taki mamy klimat". Trzeba z tym żyć. Sezon zimowy uważam za rozpoczęty i nie zamierzam rezygnować z pływania. Liczę na sporo śniegu, to na pewno odmieni oblicze rzek. Jak będzie? Zobaczymy. A więc: Do zobaczenia na szlaku.

3 komentarze:

  1. Niby brzydko, ale jest coś polskiego w jesiennym krajobrazie. Na Pilicy nam się właśnie to bardzo podobało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hm... widzę, że śledzi Pan(i)? moje kajakowe poczynania. Może wyskoczymy gdzieś razem?

      Usuń
  2. Rewelacja! Też myślałem żeby nad Pilicę pojeachać ale mnie żona w inne miejsce wyciągnęła. Cóż. Pozostaje czytać Twój blog i gapić się na stronę NadPilice ; )

    OdpowiedzUsuń