niedziela, 20 listopada 2016

2016.11.20. Brody - Chmielów (Kamienna)

Mało ostatnio pływam. Mało wody w rzekach, lecz jednak nie to jest powodem. Niewyprostowane sprawy poza kajakowe nie pozwalają na więcej. Dzisiaj się udało. Też nie bez problemów, też nie bez zgrzytów, ale na wodę zszedłem. Skład dość egzotyczny, nigdy takiego ta rzeka nie gościła. Popłynąłem ja i Artur (ksywki jeszcze nie ma, lecz to tylko kwestia czasu). Jest nowy w naszej paczce, choć nie jest nowicjuszem kajakowym. Wybór rzeki nie był problemem. Kamienna. Nasza stara, poczciwa, piękna Kamienna. Trasa też została ustalona bez szemrania. Jedynie wczesna pora jaka została wybrana, nieco mąciła moje chęci. Ruszam w stronę umówionego miejsca. Za mną zostaje jeszcze nieco czerwone poranne niebo. Po lewej stronie unoszą się mgły nad naszą dzisiejszą bohaterką. O 7:30 spotykamy się z Arturem przy szkole w Chmielowie. Poznaję jego szanowną małżonkę - z tego miejsca pozdrawiam. Jedziemy na start. I tu niespodzianka. Ruszamy nieco bliżej tamy niż zwykle, gdyż jedyny sensowny dojazd do rzeki, został skasowany przez ekipę remontową mostów i dróg. Szczęście, że tylko za most się wzięli, a nie za rzekę, co ostatnimi czasy jest w tym kraju dosyć modne.


Wczesna pora okazała się strzałem w dziesiątkę. Słońce jeszcze dosyć nisko.


Mgły powoli ustępują, a przez ogołocone już z liści konary, nad taflę wody nieśmiało próbowały się przedrzeć listopadowe promienie słońca.


Wszystko to stworzyło piękny klimat.


Początek nieco płytkawy. Trzeba walczyć z wypłyceniami. Kamieniste dno. W końcu płyniemy Kamienną. Pierwszy raz płyniemy w takim składzie. Dopasowujemy swoje tempo, sporo rozmawiamy. Różny wiek, różne doświadczenia, wspólny mianownik - kajaki ma się rozumieć.


Za wiaduktem dostajemy pod tyłki nieco więcej wody.


Lecz tempo trzymamy takie niedzielne, rekreacyjne. Pstrykam fotki.


Z każdym zakrętem Kamienna przenosi mnie w czasy mojego dzieciństwa. Ta rzeka towarzyszy mi od początku.


Łączy Starachowice z miastami przed i za. Jest po prostu wszędzie i zawsze. Dla mnie to bardzo specyficzna rzeka.


Dzisiaj stworzyła niezapomniany klimat. Pozwoliła odpocząć od wszystkiego. Poniosła kajak i mnie samego, w lata które już za mną. Swoim zapachem, swoimi brzegami... moja wyobraźnia wespół z tą rzeką, niemal zawsze przenosi mnie w czasy, gdy ta rzeka pozwalała rozwijać się przemysłowi nad swoimi brzegami. Napędzała go nie dostając w zamian zbyt wiele.


Była przez dziesięciolecia niszczona przez fabryki i ludzi. To się zmienia. Powoli, ale jednak rzeka odżywa. Przeskakujemy przez jedyne tego dnia drzewo grodzące rzekę.


Kilka zakrętów, kładka


i spływamy fajne bystrze. Miejsce mi znane, lecz dzisiaj wyglądało trochę inaczej. Natura nie próżnuje. Pale grodzące większą część koryta porośnięte okazałymi kępami traw. Sam przepływ wody też jakby inny. Trochę bardziej kłopotliwy. Chyba Kamienna szuka w tym miejscu już nowej drogi. Spływamy to jednak na sucho.


Po drugiej stronie przystajemy na chwilę. Krótka sesja zdjęciowa i w drogę.


Słońce coraz wyżej. Jest ciepło (jak na porę roku). Rzeka nieco zmienia swój charakter. Trochę się prostuje. Brzegi trochę mniej zadrzewione, lecz nadal jest piękna.


Kolejne fajne bystrze pod mostem w Stawie Kunowskim. Dalej płyniemy wzdłuż torów.


Jest bardzo przyjemnie. Dzisiaj nawet wędkarze są w dobrych humorach. "Dzień dobry", "skąd - dokąd?", "jak się podoba rzeka"... Jak nigdy. No dobrze. Może i to się zmieni?


Pogoda nastraja nas do pomysłu, żeby może i jutro popływać. Pomysł w fazie "może", ale obaj coraz mocniej analizujemy za i przeciw.


Krótki zadrzewiony odcinek przed Nietuliskiem, kolejny most, kilka zakrętów i... znowu most.


Nigdzie się nie spieszymy, a rzeka i tak dość szybko doprowadza nas do Kunowa.


Zerkamy na ujście planowanej na jutro Świśliny i robimy przerwę.


Wysiadamy z łódek. Posiłek, uzupełniamy płyny, nadmiar "usuwamy", trochę gawędzimy i ruszamy dalej.


Odtąd Kamienna już nas tak wartko nie niesie. Woda stoi niemal w miejscu. To kanał prowadzący do zapory w Chmielowie.


Mijamy most w Kunowie. Widnieje na nim data" "1903". Czy naprawdę tam tyle lat już stoi? Nie wiem.


Trochę przyspieszam. Mocniej napieram na wiosło. Kanał, a kanał. Ale ładny.


Zadrzewiony. Część drzew zalega w wodzie. Część czeka na swoją kolej. To działalność bobrów. Jest ładnie.


Zwalniam przed kładką w miejscowości Rudka. Czekam na kolegę. I tu upada też pomysł jutrzejszego pływania. Są inne sprawy. Nie da rady. Mówi się trudno.


Odtąd płyniemy razem aż do zapory. Jedna z bardziej malowniczych jakie gdziekolwiek widziałem. A trochę już ich poznałem.


Jednak i to miejsce trochę zmienione. Za zaporą wybetonowane brzegi. Zejście na wodę nieco trudniejsze niż dotychczas. We dwóch jest lżej. Samemu trzeba będzie nieco się po gimnastykować, aby nie ucierpiał na tej przenosce kajak.


Stąd do mety już blisko. Powoli wiosłujemy, jest w końcu niedziela. Mijamy bryłę kościoła. Czyściutki, schludny. Kto wie? Może ostatni raz? Może i mi przyjdzie się deportować? No nic, to nie miejsce na takie wywody.


Rzeka znowu dzika. Mimo bliskości domostw jest cicho i spokojnie.


Kilka pociągnięć wiosłem i lądujemy pod mostem przy szkole.


Pakujemy kajaki. Odwożę Artura do domu i kieruję się w stronę Starachowic. Wszystko zagrało. Piękna pogoda, piękna rzeka, piękna niedziela. Kamienna nigdy mi się nie znudzi.

1 komentarz: