sobota, 21 stycznia 2017

2017.01.21. Zawada - Bochotnica (Bystra)

Do trzech razy sztuka - mówi przysłowie. I tak własnie było. Dwa podejścia nie wypaliły. W końcu się udało. Chciałem tę rzekę zobaczyć. Chciałem tam popłynąć. Słyszałem o niej różne rzeczy. Mrozy odpuściły, trochę śniegu pozostało. Ruszam więc na Lubelszczyznę. Ten spływ rozpoczyna drugą setkę moich zmagań w kajaku. Trochę się tego uzbierało. Przejeżdżam po drodze mosty. Chyba wszędzie już tam pływałem? Kamienna, Iłżanka, Krępianka, Wisła, Chodelka... Czas na nową rzekę. Stawiam się punktualnie w Bochotnicy. Po chwili pojawia się Darek (SHARAN).


Jedziemy wozem Darka do jego kolegi. On zawozi nas do miejscowości Zawada i ma czekać na telefon, gdybyśmy mieli nie dać rady dopłynąć do Bochotnicy. Trochę to biorę z przymrużeniem oka. Owszem, słyszałem, że jest sporo zwałek. Ale to przecież nie duży dystans, no i przecież to nie pierwszyzna. Bardzo, ale to bardzo już byłem stęskniony za prawdziwym pływaniem.


Szybko schodzimy, a raczej zsuwamy się po śniegu i lodzie na wodę. Zapowiada się nieźle.


Mostek, meandry, ośnieżone drzewa przy brzegach, kilka gałązek w nurcie i masa lodu.


Całkiem przyjemnie i przyjaźnie. Rzeczka płynie naprawdę wartko. Podobno 5 km/h.


W takim wąskim korycie jest to odczuwalne. Mimo skega pod kajakiem, nieco zaczyna mi łajba"myszkować".


Darek płynie kajakiem, którym nigdy po rzece nie płynął. Szybko znajdują wspólny język. I całe szczęście, gdyż może po dwustu metrach kończy się sielanka.


Obalone drzewo. No dobrze, jakoś to pokonujemy. Za chwilę kolejne.


Mniejsze, większe, oblodzone, ośnieżone, niżej nad taflą wody, wyżej. I tak do znudzenia.


Jak ktoś preferuje takie zwałkowe pływanie, to tutaj je znajdzie. Do tego mnóstwo gałęzi nisko zwisających,


mnóstwo zatopionych, niewidocznych konarów.


To wszystko sprawia, że tempo mamy słabe. Z czasem woda i samo płynięcie staje się takim jakby dodatkiem do tego wszystkiego. Kajaki większość czasu spędzają ponad taflą wody.


A to na drzewie, a to na tafli lodowej, a to przedzieramy się po śniegu, niemal już brzegiem. Czasem sobie pomagamy. Jest naprawdę ciężko i trudno. Trochę to zaczyna bardziej przypominać wyrąb lasu niż spływ.


Do tego ciągle mży zimny deszczyk. Natura jednak wynagradza te trudy. Jest po prostu pięknie. Dziko, cicho i jest rzeka. Rzeka której nigdy nie widziałem, po której nigdy wcześniej nie płynąłem. Uwielbiam takie spływy.


To dla mnie jak narkotyk. Tak, jestem nałogowcem. Moim nałogiem - kajak.


Mimo przekleństw, czasem frustracji, gdy za pierwszym podejściem nie uda się pokonać jakiejś przeszkody, bawię się dobrze. Mimo bólu rąk, zimna, wilgoci, wiem, że to jest to, czego mi potrzeba.


Bystra prezentuje się wspaniale. Daje w kość, lecz wynagradza to swoim pięknem.


Jedni jeżdżą na nartach, inni chodzą po lasach, a ja wiem, że właśnie w kajaku jest moje miejsce.


Więc walczymy z tym pięknem dalej. Po woli przestaje mi przeszkadzać, że jestem już niemal cały przemoczony. Pozabezpieczałem się jak mogłem, lecz chyba na tej rzece, to niemożliwe. Tak jak Bystra usłana jest drzewami, tak chyba niewiele jest takich rzek. Czapka oczywiście ląduje w wodzie. Przyjmuję to bez większych emocji. To się stać po prostu musiało.


Po pewnym czasie się "przejaśnia". Darkowi jakby mało adrenaliny. Wyskakuje na brzeg. Targa łódkę pod okazałą górę. Postanawia zjechać kajakiem w dół. Szaleństwo! Ale zjechał https://www.youtube.com/watch?v=0IDT2Aa3G_k&feature=youtu.be


Kilkadziesiąt metrów i przerwa. Przenoska przy starym młynie.


I dobrze, bo naprawdę zaczynałem już czuć zmęczenie i głód.


Zasiadamy pod pewną wiatą. Chyba coś dla wędkarzy? Nawet piecyk zamontowali. Polak jednak potrafi. Tyle, że na goszczenie się czasu nie było. To raptem trzy kilometry za nami, a czas ucieka.


Myślałem, że może teraz pójdzie szybciej. Nic z tych rzeczy. Drzew w korycie rzeki wcale nie mniej.


Czy więcej? Nie wiem. Chyba więcej już by nie wlazło.


Przy jakimś pałacyku mega zwałka. Wpływamy w odnogę. Zamarznięta.


A więc wysiadka. Ciągniemy kajaki po śniegu do rzeki. Papieros i w drogę.


Zmęczenie narasta. Jestem cały mokry i zaczynam powoli odczuwać też już chłód. A Bystra bez zmian. Kajaki tylko trzeszczą na drzewach. Myślę, że po takim spływie miałbym odpowiednie kwalifikacje, aby pracować w nadleśnictwie.


Jeden zatopiony konar o mało nie wysadził mnie z kajaka. Bystra wykończyła czaplę. Jeszcze nigdy tak z bliska nie udało mi się tego ptaka sfotografować. Przykre, że w takich okolicznościach.


Miałem cichą i coraz mniejszą nadzieję, że przynajmniej już nas oszczędzi. Cały czas płyniemy w głębokim wąwozie.


Zwałki jakby nieco mniejszego kalibru,


nad brzegami pojawiają się pojedyncze zabudowania. Sporo mostków i kładek.


I niestety wypłyceń. Zamiast po drzewach, zaczynamy szorować po kamieniach.


Na pewno rzeka jeszcze przyspiesza. Tu trzeba się naprawdę pilnować.


Dopływamy do kolejnej przeszkody. Może i by to pokonał dołem, lecz nurt rwie jak szalony. Miejsce bardzo kłopotliwe. Postanawiamy to obnieść. Problematyczne wyjście na brzeg. Masa lodu przy brzegach. Kończy się to tym, że teraz już moczę i tyłek. Postanawiamy darować sobie pozostałą część spływu. Darek też już chyba czuje w kościach dzisiejszy spływ.


Kontynuowanie mogłoby zamordować przyjemność z płynięcia. Niekiedy lepiej powiedzieć dość póki czas.


Telefon do kolegi. SHARAN miał rację. Ta rzeka jest naprawdę ciężka do spłynięcia. Piękna i dzika, ale uciążliwa. Niczęsto po takich nie pływam. Będą zakwasy. Będzie boleć, lecz wspomnienia wspaniałe. Wrócę tu. Wrócę na pewno. Przepłynę ją wyżej. Przepłynę niżej. Prosto do Wisły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz