niedziela, 11 listopada 2018

2018.11.11. Częstochowa - Mstów (Warta)

Sporo trudu Piotr i Wojtek (CHI) sobie zadali, by spływ w takiej formie doszedł do skutku. Przyjmujemy zaproszenie i w ten szczególny dzień ruszamy pod Jasną Górę. 100 lecie odzyskania przez Polskę niepodległości. Postanawiamy i my z Przemkiem (ROBAK) uczcić to w szczególny sposób. No, może nie jakoś wielce szczególny, bo kajaki mocno wplatają się znowu w moje poczynania, lecz jednak na wodzie tłumów jak w warszawskim marszu nie było. Co nie znaczy, że było pusto. W Częstochowie, nad brzegami Warty zebrała się niemała armada kajaków przyozdobiona w biało - czerwone barwy.


Nie przepadam za takimi spędami, lecz i rzeka dla mnie nowa i okazja można powiedzieć jak raz na sto lat. Sprawnie idzie wodowanie. Ludzie z wielu części Polski. Fajnie, że i my mogliśmy reprezentować nasze świętokrzyskie. A więc przepłyniem Wisłę, przepłyniem Wartę...


Początkowo ciężko znaleźć na rzece "swoje" miejsce. Ni na przodzie, ni w środku, ni na końcu stawki. Trochę mnie to męczy. Do tego Warta w tych rejonach zupełnie nie przypomina rzeki, którą znam z poznańskich brzegów. Uregulowana, wąska, płytkawa, nudna i nijaka.


Bloki, mosty, betony... nic ciekawego.


Z czasem flotylla rozciąga się na dłuższy dystans. Robi się nieco swobodniej. Trzymamy się z Robakiem w zasięgu wzroku i poznajemy nowych pasjonatów kajakarstwa.


Są w tym gronie również zupełni nowicjusze. Kajaki też różnych rozmiarów i kształtów. Wspólny mianownik, to czerwień i biel. Jest też o dziwo jeszcze jedna Katana. Koloru niebieskiego. Nawet nie wiedziałem, że takie są. Ładna, choć swojej bym nie zamienił.


Rzeka monotonna, łatwa i mało przyjemna (jak dla mnie). Za Częstochową jest trochę lepiej, choć daleko mi do piania z zachwytu.


W zwartej grupie spotykamy się przed jedynym na dzisiejszym odcinku sztucznym progiem. Część postanawia to obnieść. Kilku śmiałków, w tym Katany spływają. Miłe urozmaicenie.


O kolejne postarał się ostatni śmiałek zaliczając ku uciesze zgromadzonych klasyczną kabinę. Cóż, po raz kolejny okazało się, że niepodległość wymaga poświęceń.


Wszystkiemu z brzegów przyglądają się jeźdźcy na koniach. Marszałek Piłsudski na Kasztance się jednak nie zjawił. Ale nie ma co narzekać.


Odtąd Warta z każdym metrem przypada mi do gustu coraz bardziej.


Nad brzegi podchodzą skały z jury krakowsko - częstochowskiej.


Towarzyszy nam też reporter z TVN 24, choć on akurat dokumentuje to wszystko z lądu.


W koryto zaglądają też i drzewa. Niewielkie labirynty z gałęzi.


Niektóre osady mają tu pewne problemy.


Wyławiam zatopione flagi, pogubione wiosła, lecz obywa się bez ofiar.


Staram się w tym tłoku znaleźć kawałek rzeki tylko dla siebie.


Krótki postój i dalej przed siebie. Przyspieszam tempo. Mijam wszystkich, by w samotności świętować i podziwiać walory rzeki.


Tu też otrzymuję kolejny powód do świętowania. Tomkowi i Paulinie rodzi się syn. Ha! Jestem więc wujkiem małego Kuby. Pozdrowienia dla "młodych" rodziców.


Trzeba przyznać, że data narodzin pamiętna. Płynę więc uradowany na przodzie.


Jestem tu sam i dawno nie było we mnie takiego spokoju jak dzisiaj. Poznaję też Wartę. Jakoś dotąd nie było okazji.


Chyba wszystko wraca do normy. Kajak w połączeniu z otaczającą przyrodą znowu daje mi to czego potrzebuję.


I w tym spokoju dopływam do Mstowa. Czekam na resztę spływowiczów.


Czeka też nasz dzielny fotoreporter z kamerą. Odpalamy trochę pirotechniki, odśpiewujemy Mazurka Dąbrowskiego i kończymy dzisiejszą eskapadę, lecz nie dzisiejsze spotkanie.


Kierowcy po auta, reszta rozpala ognisko. Jak nie lubię takich sporych bądź co bądź imprez, to dzisiaj mi się podobało.


Pomijając miejski fragment Warty, rzeka nie zawiodła. Pewnie jeszcze tam zagościmy. Okazji nie zabraknie.



PS.
Tomkowi i Paulinie jeszcze raz gratuluję.
Kamila - wracaj do zdrowia. Trzymam mocno kciuki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz