sobota, 11 sierpnia 2012

2012.08.11. Starachowice - Styków (Kamienna)

Ahoj.
Jakoś tak się złożyło, że w całym dotychczasowym dorosłym życiu, woda i przygody z nią związane często wplatały się w moje losy. Trochę ratownictwa, trochę nurkowania, trochę Marynarki Wojennej. Ciągle czegoś szukałem i kolega podpowiedział mi: KAJAKI. Przyznaję, że ten pomysł nie chwycił od razu, ale dojrzewał we mnie jakieś dwa lata. W końcu decyzja zapadła. Kupuję i spróbuję. Tylko jaki kajak będzie najlepszy? Wybór padł na pneumatyczny kajak firmy Sevylor. Model Hudson. Czekałem na kuriera z przesyłką jak na szpilkach. Pewnego dnia dzwonek do drzwi. JEST !!!! Rozpakowuję, pompuję... super. Popływałem po zalewie na Brodach Iłżeckich. Było fajnie. Przyszedł czas na rzekę. Pierwszy pomysł jaki mi zakiełkował w głowie, to spływ moją lokalną rzeką Kamienną. Trochę ją znam, nic mi się nie powinno stać. Jakiś krótki odcinek na początek. Ale jak się ubrać? Kupiłem jakieś ciuszki a'la nieprzemakalne w sklepie z odzieżą na wagę. Jak się nie sprawdzą, to przynajmniej nie przepłacone będą. Zbliża się sobota. Plan jest, kajak też, chęci są. Więc czego trzeba więcej? A no, przydałaby się jeszcze ładna pogoda. Jak na złość pada i nie zanosi się że przestanie. Cóż, sierpniowy deszcz jeszcze nikomu nie zaszkodził. Płynę i koniec. Targam na plecach wszystkie te toboły, aż do mostu na ul. 17-go Stycznia w Starachowicach. Prawdziwa droga przez mękę. Rozkładam kajak i resztę rzeczy pod owym mostem. Ubrania, buty, i całą furę pozostałych gratów pakuję w worki na śmieci, mocuję na dziobie kajaka i ... jak ja mam do niego wsiąść, jak on się kołysze i odpływa? Nie wiem czy ktoś widział tę moją akrobatykę, ale jeżeli takowa osoba była, to ubaw ma pewnie do dzisiaj. Koniec końców ląduję (sam nie wiem jak) w kajaku. Dobra nasza.


Płyniemy !!! Jakie uczucie towarzyszyło mi podczas pierwszych przepłyniętych metrów? Ciężko to ubrać w jakieś słowa. Rewelacja. Po chwili moim oczom ukazuje się "Żelazny Most".


Ileż to razy pokonywałem go będąc dzieckiem ??? A teraz pokonuję go dołem. Ileż razy chodziłem tymi brzegami ??? A teraz widzę je z innej (lepszej) perspektywy. Deszcz zupełnie mi nie przeszkadza. Zresztą wcale go nie czuję. Po prostu płynę. Dopływam do miejsc, gdzie nigdy się wcześniej nie zapuszczałem. Kamienna zaczyna mnie zaskakiwać. Mało wody, raz za razem szoruję dnem po kamieniach. Kilka razy utknąłem na płyciznach. Musiałem wychodzić z kajaka, przepychać go na głębszą wodę i za każdym razem aerobic przy wsiadaniu. Ale podoba mi się. Jest pięknie. Zielono dookoła.

                           
Jakbym zupełnie nie znajdował się w Starachowicach. Ptaki śpiewają, żadnych ludzi ani samochodów. Jak w jakiejś bajce. Pokonuję zakręty i uczę się pływać kajakiem. Nie jest to wcale takie oczywiste, jak mi się wydawało. Nie umiem "czytać" wody, trochę odbijam się od brzegów, ale cały czas mam frajdę.



Pokonuję pierwsze przeszkody których zupełnie się nie spodziewałem. Przed wyruszeniem obawiałem się jakichś progów czy kamieni, ale że mogą w rzece być powalone drzewa przez myśl mi nie przeszło. Powoli zbliżam się do Michałowa. Z daleka uderza w oczy przepiękny widok na most przy ul.Lempego.


Nagle co to ? Rozkoszowanie się widokiem mostu szybko ulatuje, bo do uszu dochodzi głośny hałas, czy też  plusk przelewającej się wody. Pod mostem rzeka się kotłuje. Kamienna nabiera rozpędu, z wody wystają głazy. Porządne bystrze. Nurt mnie zabiera i nie mam wyjścia. Trzeba jakoś płynąć. Mijam kamienie, próbuję opanować kajak. Udaje się. Przepłynąłem. Krótka chwila spokoju i słyszę podobny szum wody jak wcześniej. Tym razem jakiś mały wodospad (pozostałości po starym młynie), problem w tym, że tuż za nim leży w wodzie przewrócone drzewo, grodząc całą rzekę. Wbijam się dziobem kajaka prosto w gałęzie drzewa. Tył kajaka zwisa z progu, napiera na nas woda. Wyskakuję z łódki i staję zdziwiony, bo woda sięga mi prawie do pasa. Cóż, poradzić ?? Przeciągam z trudem kajak w stronę brzegu.


Wszystkiemu ze zdziwieniem przygląda się mieszkaniec Michałowa. Udaję mi się wydostać na stały ląd. Ucinam sobie krótką pogawędkę z owym obserwatorem. Miły człowiek. Pstryka mi pamiątkową fotkę i się żegnamy.


Dalej rzeka nie ma już dla mnie większych niespodzianek. Płynie dosyć leniwie w wąwozie z drzew. Jest ładnie. Dopływam do mostu w Dziurowie.


Za nim Kamienna rozlewa się dosyć szeroko. Nurt słabnie i powoli zaczyna się zalew. Płynę środkiem, aby nie słuchać jaki to problem sprawia mój kajak wędkarzom. Nie był to zbyt dobry wybór. Na tym kursie mam bardzo mało wody, walczę z wypłyceniami. Udaje mi się pokonać ten fragment bez wychodzenia z kajaka. Dopływam do mostu w Stykowie. Za nim zaczyna się już prawdziwy zalew. Postanawiam że skończę kilkadziesiąt metrów dalej. Niebo się lekko wypogadza, przynajmniej przestaje padać. Pakuję tobołki i ruszam na stację PKP w Stykowie. Tak oto zleciał mi pierwszy w moim życiu spływ kajakiem. Emocje towarzyszyły mi spore. Widoki przepiękne. Myślę że spodoba mi się taka forma spędzania czasu. A więc: Do zobaczenia na szlaku!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz