czwartek, 16 sierpnia 2012

2012.08.16. Morawica - Wolica (Czarna Nida)

Na mój drugi spływ kajakowy zaprosiłem kolegę Jarka. To On mi podsunął pomysł z kajakami, także niech „cierpi” razem ze mną. Trochę szperania w internecie, trochę zasięgnąłem języka w pracy i wybór pada na Czarną Nidę. Postanawiamy spłynąć odcinek z Morawicy do Wolicy. Spotykamy się wcześnie rano i na dwa samochody jedziemy w kierunku naszej mety. Pogoda kaprysi. Chmurzy się okropnie i wygląda na to że będziemy płynąć w deszczu. Po drodze trochę pobłądziliśmy. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Spływ lekko opóźniony, ale za to zdążyło się wypogodzić. Po odstawieniu mojej fury w Wolicy, meldujemy się z całym sprzętem pod mostem w Morawicy i szykujemy do spływu. 


W kajaku dzielimy się rolami. Jarek siedzi z tyłu pełniąc rolę „sternika”, ja na przodzie jako „szlakowy”. Rzeka jest nieco szersza niż Kamienna,czuć że i nurt silniejszy. Płynie nam się jednak spokojnie. Jest cicho i zielono, pogoda dopisuje. Czego chcieć więcej? 


Rozmawiamy, śmiejemy się. Pełen relaks. Przepływamy pod mostami, 


drzewami, 


spływamy różne bystrza. Trzeba przyznać że Czarna Nida nieźle kręci. Niektóre meandry są naprawdę ostre, ale ogólnie rzeka nie sprawia większych kłopotów. Na jednym z bystrz, mieliśmy tak mało wody, że kajak utknął na kamieniach. Skakaliśmy w nim dotąd, aż spłynął. Trochę się bałem o to, jak dno kajaka to zniesie, lecz okazało się, że jest to naprawdę mocny materiał. Wielkich szkód tym skakaniem nie wyrządziliśmy. 


Po drodze robimy krótką przerwę na posiłek. Rzeka się zmienia dopiero za mostem kolejowym przed Wolicą. 


Przestaje meandrować, a płynie prosto do młyna. Nad głowami mamy baldachim utworzony przez korony drzew. Po południu dopływamy do wspomnianego wcześniej młyna.


Tutaj kończymy dzisiejszą zabawę. Suszymy kajak i pakujemy się na powrót. Jarkowi się spodobało, 


ja zaś utwierdziłem się w przekonaniu, że kajakarstwo to może być to, czego mi trzeba. W drodze powrotnej zajeżdżamy w Skarżysku Kamiennej na obiad. Zjadam kurczaka po wietnamsku i nadal nie mogę się przestawić na powrót do cywilizacji. Bardzo mnie wycisza takie pływanie w głuszy.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz