zostawiamy jego auto i ruszamy moim na start za tamą zalewu w Sielpi.
Siąpi deszcz, ale jest dosyć ciepło. Pierwsze metry Czarnej nie zwiastowały tego, co ma dla mnie do zaoferowania dalej. Po niedługim czasie wpływamy w odcinek leśny
i zaczyna się zabawa. Wiele drzew leżących w rzece.
Mniejsze, większe, niżej, wyżej zawieszone nad lustrem wody. Do wyboru do koloru.
Fot. Piotr (PRUS)
Deszcz raz pada, raz wychodzi słońce.
Fot. Piotr (PRUS)
Prus w kajaku górskim podejmuje walkę z przeszkodami. Wychodzi z niej zwycięsko. Udaje mu się przepłynąć przez wszystkie.
Ja z moim Pointerem większość pokonujemy lądem.
Fot. Piotr (PRUS)
Rzeka i okoliczności przyrody rekompensują nam te niedogodności. Czarna płynie z dala od ludzkich skupisk. Uderza w oczy zielenią. Jest dziko, jakby nikogo przed nami tam nigdy nie było.
Po odcinku leśnym zaczyna się odcinek uregulowany, przecinany co jakiś czas różnego rodzaju zaporami,
śluzami itp.
Wiosłowanie idzie ciężej, na odsłoniętych fragmentach wiatr nie pomaga, pogoda nadal kapryśna. Przenosimy kajaki przy wspomnianych budowlach hydrotechnicznych
i przed metą wpływamy ponownie w odcinek leśny. Tu czeka nas powtórka z rozrywki. Zwałki, zwałki, zwałki ... w tym największa dzisiejszego dnia. Znowu jest dziko. Obaj z Piotrem nadajemy czarnej tytuł "Miss Świętokrzyskich Rzek". Może za wiele ich nie widziałem, ale Prus i owszem. Skoro się z tym zgadza, to pewnie tak jest.
Po wydostaniu się z leśnych ostępów znowu czeka nas odcinek skanalizowany, zakończony zaporą w miejscowości Kołoniec.
To już koniec niedzielnego wypadu. Ależ się umęczyłem. Może pora pomyśleć o kajaku polietylenowym, skoro mam już z kim pływać?
Póki co, nie mogę ochłonąć z tego, co zostało mi w pamięci. Głusza i zieleń. Mimo zmęczenia fizycznego, psychicznie wyłączyłem się od wszystkiego na cały dzień. Można powiedzieć: akumulator naładowany.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz