niedziela, 15 lutego 2015

2015.02.15. Smyków - Raków (Czarna Staszowska)

Dzisiaj wybraliśmy się  we czterech (PRUS, Jarek (SIKOR), Tomek (TEGIE) i ja) na eksplorację kolejnej świętokrzyskiej rzeki.

Fot. Tomek (TEGIE)

Jak w tytule, wybór padł na Czarną Staszowską. Dla mnie i dla Sikora było to pierwsze spotkanie z tą rzeką, Prus i Tomek już tam kiedyś pływali. Na tym odcinku rzeka jest piękna, ale nie oferuje rekreacyjnego pływania. Początek nie zapowiadał tego co miało nas spotkać. Schodzimy na wodę.


Rzeka wydaje się być łatwa i bardzo malownicza.


Pojawiają się pierwsze zwałki przez które jakoś się przedzieramy.


Dalej kolejne pojedyncze przeszkody. Pogoda dopisuje. Jest dosyć ciepło jak na połowę Lutego. Na rzece cały czas coś się dzieje.


Powalone drzewa, kładki i nagle spokój. Kanał, przegrodzony niską kładką.


Wysiadka, przenosimy kajaki,


ucinamy pogawędkę z miejscowym chłopem który nas ostrzega że dalej nie da się pływać. Bardzo duża liczba zwałek. Niezrażeni i chyba nie do końca przekonani że mówi prawdę ruszamy przed siebie.


Rzeczywiście. Słowa "lokalesa" okazują się prawdą. Sporo zwałek


i innych przeszkód.


Kilka bystrzy. Tego to chyba nawet letnią porą nie próbowałbym spłynąć.


Także jak ktoś chce poleżeć w łódce to raczej nie tutaj. Większość przeszkód udaje się pokonać,


ale niektóre musimy obnieść

Fot. Tomek (TEGIE)

lub "objechać".

Fot. Tomek (TEGIE)

Dzisiaj wody było wystarczająco. Latem zapewne Czarna Staszowska prezentuje się jeszcze ładniej ale przed wyruszeniem trzeba sprawdzić jej poziom (jeżeli stan wody z czujnika w Rakowie pokazuje poniżej 160 cm, może być jej miejscami za mało).

Fot. Tomek (TEGIE)

Rzeka warta odwiedzenia ale i dobór kajaków na tym odcinku raczej nie powinien być przypadkowy.


W "dwójkach" czy innych turystycznych pływadłach będzie kłopot.


Czas ucieka a my jesteśmy w przysłowiowej "czarnej d...". Mnogość zwałek skutecznie nas spowalnia. Obeszło się bez kabiny, co godne podkreślenia bo Sikor płynął w kajaku który mi wcześniej sprawiał wiele kłopotów. Może nie dogadywał się z nim jakoś perfekcyjnie ale wyszedł z tego sucho i co najważniejsze miał przyjemność z pływania.


Zaczynają pojawiać się obawy czy zdążymy dopłynąć do mety przed nocą. Próbujemy zwiększyć tempo. PRUS i Tomek odpływają do przodu, ja z SIKOREM zostajemy nieco w tyle. Ostatnie 2-3 km. pokonujemy w mroku,


a na metę dopływamy już w zupełnych ciemnościach. Piotr z Tomkiem prędko gonią po samochód. Jarek próbuje rozpalić ognisko, ale po ciemku ciężko znaleźć drzewo na opał.


Takiego spływu jeszcze nie przeżyłem. Tyle zwałek i pływanie w ciemnościach. No cóż tego nie da się zaplanować. Trzeba potraktować jako kolejne doświadczenie. Sprawdziłem za to Katanę 10.4 na wodzie z wieloma różnymi przeszkodami i muszę przyznać że spisywała się świetnie. Pokonałem w tym kajaku wszystkie możliwe do pokonania przeszkody. Przekonałem się że przejście pod niskimi przeszkodami także jest możliwe. Przepłynęliśmy około 16 km. w jakieś 7,5 godz. Tempo zatem słabe. Nie wiem czy było to spowodowane ilością przeszkód na spływie czy może tym że nie wszyscy uczestnicy spływu byli opływani na takich rzekach?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz