czwartek, 19 marca 2015

2015.03.19. Wałsnów - Rogowa (Szabasówka)

Ostatni spływ kalendarzowej zimy. Wybór pada na zupełnie nieznaną rzekę co się zowie Szabasówka. Płyniemy we trzech: Piotr zwany PRUSEM, Jarek zwany SIKOREM i na dokładkę ja. O rzece niewiele wiedzieliśmy. Prawdę mówiąc jasne było tylko to że istnieje, płynie na Mazowszu w okolicach Radomia i wpada do Radomki zaraz przed zalewem Domaniowskim. Jadę z Prusem, tuż przed mostem na trasie E7 w miejscowości Wałsnów łączymy siły z SIKOREM. Szybki wypakunek kajaków i chłopaki jadą na metę zostawić jedno z aut. Ja w tym czasie targam kajaki rowami itp. do rzeki. 


Po chwili dołączają PRUS z SIKOREM i startujemy. Pierwszy kilometr, może ciut więcej sprawia wrażenie raczej mało ciekawe. Wodę czuć mułem, zresztą za wiele też jej nie ma. Po jakichś 800 m. obnosimy jakąś zastawkę, 


za którą nie wiadomo czy to płynie nadal rzeka czy jakaś bliżej nieznana ciecz mlecznego koloru? Wodujemy się w tej pianie 


i płyniemy kanalikiem o szerokości 2 – 2,5 m. 


Popatrzeliśmy z Prusem na siebie i bez słów zawisło w powietrzu „Jak tak będzie dalej to nieźle”. Obnoszę jakąś kładkę, Katana okazała się dla niej za wysokim kajakiem, chłopcy jakoś mieszczą się pod nią. 


Po jakichś 500 m. w miejscowości Bąków, spływamy małe bystrze pod mostem przy jakimś starym młynie. 


Nagle naszym oczom ukazuje się zupełnie inny krajobraz. 


Rzeka się poszerza, zaczynają się meandry i pojawiają się pojedyncze zwałki. 


Robi się całkiem przyjemnie. Jest dosyć malowniczo i ciekawie. 


I tak spokojnie płynąc przed siebie, 


mijamy ujście rzeki Korzeniówki i dopływamy do mostu na drodze do miejscowości Zaborowie. 


Jest on jakby granicą za którą od razu zaczyna się bardzo ładny las. 


Robimy krótką przerwę, posilamy się, pozbywamy nadmiaru płynów i spadamy na rzekę. Po prawym brzegu las liściasty po lewym iglasty. 


Jest bajecznie. 


Ni stąd ni zowąd w rzece zaczynają pojawiać się obalone drzewa. 


Jedno, drugie, 


trzecie… kolejne. 


Robi się naprawdę ciężko. Niektóre przeszkody są naprawdę trudne, zaczynam się „lekko” denerwować bo mam coraz większe kłopoty w pokonaniu tej plątaniny gałęzi i obalonych drzew. 


Jakoś idzie, a zabawa z tymi zwałkami jest przednia. Czas ucieka a my jesteśmy w przysłowiowych czterech literach. Po ciężkiej walce wypływamy z tego dosyć uciążliwego, ale bardzo przyjemnego odcinka Szabasówki. Robi się trochę spokojniej. Mijamy jakiś staw 


i obnosimy kolejną zastawkę. 


Dalej rzeka nie jest już tak uciążliwa. Jakieś pojedyncze zwałki, 

Fot. Jarek (SIKOR)

małe bystrza, ale nadal jest bardzo ładnie. Obnosimy jeszcze jedną „tamę”, 


Szabasówka zaczyna dosyć mocno meandrować. Nadal w korycie pojawiają się pojedyncze zwałki. Wszystkim dajemy radę. Przepływamy pod mostem kolejowym i dopływamy do miejscowości Mniszek. 


Kolejny most i powoli zaczynamy wypatrywać końca naszego dzisiejszego pływania. 


Na mecie palimy ogień. Zjadamy kiełbaski. 

Fot. Jarek (SIKOR)

Powrót do domów bez większych kłopotów. Rzeka poza pierwszym kilometrem zaskoczyła nas na plus niesamowicie. Piękna okolica, na wodzie też nudzić się nie można. Jeszcze pewnie tam zajrzymy. Ja już widzę ją w wyobraźni jesienną porą, jak przyroda będzie mienić się różnymi kolorami. Z czystym sumieniem można powiedzieć że Szabasówka jest godna tego aby ją spłynąć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz