środa, 29 lipca 2015

2015.07.27-29. Sulejów - Nowe Miasto nad Pilicą (Pilica)

To miał być spływ, który choć po części miał mi osłodzić brak spływu Bugiem. Pewnie że to nie ten format. Na Bug czekałem i szykowałem się przez rok. Ale na tę Pilicę też się cieszyłem. Sharan z Basią i Sikorem wyruszyli wcześniej i wyżej. Potem dołączyli do nich Czołg z Magą. Ja w tym czasie pracowałem. W niedzielę ok. 5:00 rano, zwalniam się z pracy. Kajak i reszta gratów już czeka w samochodzie. Jadę do Końskich. Tam przepakowuję się do PKS, i jadę do Sulejowa. Ok 9:00 kajak już napompowany i czekamy. Czekamy i czekamy. Słońce praży. Postanawiam popłynąć trochę pod prąd, na spotkanie z resztą. Idzie ciężko. Mało wody, grzęznę w piachu, zaczyna się chmurzyć. Upłynąłem może ze dwa kilometry i na horyzoncie pojawiają się jacyś desperaci. Tak, to "moi" ludzie. Dopływamy do brzegu, witamy się i ruszamy.


Dopływamy do Sulejowa. Przystajemy pod mostem, część idzie na zakupy.


Ja zostaję nad rzeką z pozostałymi. Pytania, odpowiedzi, rozmowy.

W końcu ruszamy. Trzymamy się z Magą razem. Nasze pneumatyki, nie dotrzymują tempa sztywnym kajakom. Powolutku zbliżamy się do zalewu Sulejowskiego.


Zanim wpływamy na główną część akwenu, przedzieramy się pomiędzy trzcinami,


Bardzo ładne miejsce. Niepokoi mnie jednak trochę pogoda. zaczyna wiać, chmurzy się, robi się chłodno.


Skaczemy po falach, trzymamy się z Magdą blisko. W razie "W", możemy na siebie liczyć. Na samym zalewie robi się nieciekawie. Pogoda nie pomaga. Dostrzegamy na lewym brzegu "naszą" ekipę. Krótka przerwa. Lekki posiłek, próbuję wtrącić ze powinniśmy trzymać się na takim zalewie blisko siebie.


Widać rozmowa na nic się zdała, bo po zejściu na wodę, znowu zostajemy z Magą sami. Po woli tracimy kontakt wzrokowy z resztą ekipy.


Wiatr się nasila, zaczyna robić się niebezpiecznie. Fale zalewają kajaki, buja nami coraz bardziej. Dobra, do brzegu, zbyt duże ryzyko płynąć dalej. Lądujemy przy jakiejś przystani w miejscowości Zarzęcin. Sami. Reszty nie ma. Wściekłem się. To chyba nie tak powinno wyglądać? Próbujemy sensownie jakoś się odnaleźć w tej sytuacji. Jest szansa że może uda nam się podjechać jakimś busem na koniec zalewu, do tamy, gdzie być może połączymy siły z pozostałymi uczestnikami. Jednak to nic pewnego. W oczekiwaniu na busa, organizujemy sobie miejsce na ewentualny spoczynek właśnie tutaj. Udaje się. Załatwiamy transport, i pozostałe 8 km zalewu, pokonujemy na czterech kółkach.


Już za tamą, zbieramy nasze fanty do kupy, pakujemy do kajaków, i próbujemy nawiązać kontakt ze sztywniakami. Bezskutecznie. Postanawiamy płynąć dalej sami, i poszukać jakiegoś sensownego miejsca na obóz.


Po przepłynięciu raptem kilku kilometrów takowe znajdujemy. Ja dalej nie płynę. Od 36 godz. nie spałem, zresztą plan też był taki, ze dzisiaj dopływamy do tamy. Udaje nam się nawiązać kontakt z Darkiem (SHARAN), są już po przenosce tamy, i pewnie niedługo do nas dołączą.


Miejsce na nocleg bardzo przyjemne. I całe szczęście, bo może to łagodzi trochę napiętą atmosferę. "Trochę" nie spodobał mi się sposób, w jaki został zalew Sulejowski spłynięty (ominięty). Ale było, minęło, nie ma co już tego drążyć. Ważne że wszyscy cali w końcu spotykaliśmy się.


Wypogadza się nieco, kolacja, wracają humory. Jestem dzisiaj zmęczony, kąpiel w Pilicy, i szybko chowam się w namiocie. Na zewnątrz rozmowy trwają jeszcze do późnych godzin nocnych.

CDN...



























































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz