środa, 1 lipca 2015

2015.07.01. Lipa Krępa - Kłudzie (Krępianka, Wisła)

Kolejna rzeczka z kategorii pionierskich. Nic mi nie wiadomo o tym, aby ktoś w kajaku tam pływał. Pytań było wiele, głównie o poziom wody. Ale chęć płynięcia i nowej przygody zwyciężyła. Spotykamy się z Jarkiem (SIKOR) rano, na przystani promu w Kłudziu. Trochę się chmurzy.


Przepakowujemy sprzęt na jego wóz i ruszamy w stronę Lipska. Po drodze weryfikujemy nieco pierwotny plan i postanawiamy spróbować kilka kilometrów wyżej. Lądujemy przy moście w miejscowości Lipa Krępa. Szykujemy sprzęt i tu niespodzianka. Moje wiosło zostało w bagażniku mojego auta w Kłudziu!!! Nie wiem, gdzie byłem myślami. A może wiem... ale nie powiem? Jarek robi dodatkowy kurs po wiosło, ciągnę kajaki pod most.


Po kilkudziesięciu minutach już w komplecie i z kompletnym ekwipunkiem schodzimy na wodę.


Niebo się przejaśniło, słonecznie, ciepło.

Fot. Jarek (SIKOR)

Wody wystarczająco, choć miejscami pióra wioseł wbijają się w piaszczyste dno. Sama Krępianka trochę kanałowa, ale jest mnóstwo zieleni i niezliczona ilość "młynków".


Na 10-kilometrowym odcinku było ich szesnaście!!


Spływamy mniejsze lub większe kaskady.

Fot. Jarek (SIKOR)

Pokonujemy różne kładki. Raz górą,


raz dołem.


Miejscami jest dosyć wąsko 2-2,5 max. Przeszkód w korycie nie ma, ale są lekkie meandry, nie jest nudno.


Płyniemy spokojnym tempem. Po kilku kilometrach na horyzoncie widać już Lipsko.


Wpływamy na mały zalew w środku miasta. Początek akwenu przypomina jezioro Miałkie. Raptem kilka centymetrów wody i niezbadana głębokość mułu.


Bliżej zapory robi się nieco głębiej. Wysiadamy i przenosimy kajaki na drugą stronę tamy. Wzbudzamy niemałe zainteresowanie przechodniów.


Zejście do wody trochę karkołomne i te wszechobecne pokrzywy!! Przez dalszą część miasta płyniemy jak przez park. Jednak tu woda zaczyna drażnić zmysł węchu. Po prostu zaczyna robić się mętna i śmierdząca. To jest zatrważające, co tam się wyprawia z tą rzeką? Nie będę opisywał, co w niej pływało, bo chciałbym o tym jak najszybciej zapomnieć.


Za Lipskiem wpływamy w odcinek leśny.


Przepiękny. Zieleń, śpiew ptaków.


Krępianka płynie tam sennie,


rozlewa się nieco szerzej niż dotychczas.


Zupełnie inny świat. O tym, że jesteśmy nadal na ziemi skutecznie przypomina nam ciągle niemiła woń wody.


Gdyby nie ten szczegół, śmiało można by nadać temu fragmentowi rzeki bardzo wysoką notę.


Pokonujemy kolejne kładki,


pochylone drzewa, które strząsają na nas wszystkie żyjące tam stworzenia. Przepływamy wszystko.


Pokonanie niektórych przeszkód wymaga współpracy.


Robimy krótką przerwę. Krótką, bo niestety nadal zapachy nie zachęcają do dłuższego pobytu w tym jakże malowniczym miejscu. Po kilku kilometrach rzeka wraca do pierwotnych kształtów. Znowu płyniemy dość wąskim korytem. Jednak na nudę nie ma miejsca.


Za jednym z mostów mijamy stary młyn. Spływamy kolejną kaskadę.


Na tym odcinku jest ich kilka. Wszystko spływalne.


Gdzieś przed Solcem nad Wisłą, czeka nas kolejna przenoska. Zastawka, przy kolejnym starym... chyba młynie.


Po drugiej stronie robimy znowu krótki postój. Czekolada, uzupełnienie płynów i w drogę. Zaczyna się kanał. Ale ciągle się coś dzieje.


Bystrza i inne "przeszkody". Za tą rurą zaczyna się Solec.

Fot. Jarek (SIKOR)

Robi się trochę zwałkowo. Kilka drzew leży w wodzie. Nie są to jednak jakoś wielce wymagające przeszkody.


Smród też jakby zrobił się mniejszy. Za miastem czuć już oddech Wisły. Jednak Krępianka jakby nie chciała jeszcze się z nią łączyć. Robi się płytko.


Są rozlewiska. Wody mało. Płyniemy i płyniemy, a Wisły nie widać.


Mijamy ruiny zamku, kościół, taras widokowy,


jakieś kładki i mostki.


Mamy eskortę na tych ostatnich metrach rzeki.


Aż w końcu Krępianka nie mając gdzie uciec uchodzi do Wisły.


Wygląda przy niej jak strumyk. Chwile odpoczywamy w kajakach i ruszamy do mety.


Raptem około kilometra i kończymy naszą dzisiejszą przygodę.

Fot. Jarek (SIKOR)

Wody wystarczyło na całej trasie. Było ciekawie i malowniczo. Jedynie ten zapach... jeżeli kogoś to nie zraża, to jak najbardziej rzeka warta odwiedzenia. Kajak jedynka i w drogę.


W większych łajbach mogą być problemy. Najlepsze na koniec. Nawet o tym nie pamiętałem na spływie. Gdzieś przed ujściem Krępianki do Wisły stuknął mi 2000 km. przepłynięty w kajaku po naszych rzekach. A w sobotę Rawka. Mam popłynąć "dwójką", czyli zupełnie nowe dla mnie doświadczenie. Trzeba się rozwijać.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz