niedziela, 22 października 2017

2017.10.22. Bukówka - Koprzywnica (Koprzywianka)

To był mój 131 spływ. Wiele wody w rzekach musiało upłynąć, żebym mógł i ja w końcu ujrzeć to swoje hobby w barwach, w jakich dotąd zobaczyć mi dane nie było. Koprzywianka. Tomek (TEGIE), Artur i ja. Zawsze jechałem na spływ w poszukiwaniu odskoczni, spokoju, może szczęścia. Dziś jechałem ze szczęścia. Jak się okazuje, to zupełnie nowe doświadczenie. Startujemy przy progu, skąd ruszałem na tę rzekę i za pierwszym razem.


Żegnamy się z psem - przybłędą. Świetny psiak. Przysięgam, że jakby tam był po naszym powrocie po samochód, to zabrałbym go ze sobą.


Od samego początku towarzyszy nam mgła.


Lecz nie jakaś zwykła, mleczna... Dla mnie ta mgła ma kolor blond.


Spowija rzekę tajemnicą.


Mimo, iż to moje drugie podejście do niej... odkrywam ją na nowo.


Pięknie się ta moja blondynka prezentuje.


Czasem przyśpieszy, aż serce mocniej zabije.


Innym razem trzeba pokonać przeszkodę, by móc ją dalej podziwiać.


Za chwilę zwalnia i powoli prowadzi mnie przed siebie.


Odkrywa swoje wdzięki.


Odsłania swoje tajemnice, by kolejny zakręt ukryć w tym swoim blondzie. Prawdziwa kobieta.


Każda pokonana przeszkoda czyni mi wielką przyjemność. Daje spokój jakiego wcześniej nie znałem.


Piękna jesień sprawia, że w jej wodzie, niczym w jej oczach pojawia się mnóstwo barw.


Żółte liście są jak promienie słońca na jej licu.


Czerwone - niczym rumieńce na policzkach.


Inny, nowy, lepszy świat.


Jesień, po której nadchodzi wiosna.


Wysuwam się na czoło naszej grupy, bym mógł być tylko ja i ona.


Podziwiam jej piękno. Nigdzie się nie śpieszę. Chłonę wszystko co ma, w takiej formie w jakiej to wszystko jest.


Trudno byłoby coś w niej poprawić. Jest idealna.


Niektóre przeszkody poprzycinane. Wtedy każe kluczyć między nimi.


Po każdej ukazuje coraz to nową twarz.


Niekiedy przymarszczy czoło.


Pozwalam się jej prowadzić i uczę się jej.


W miejscu gdzie grzecznie poprosi bym wysiadł na brzeg i z nią nie igrał -  posłusznie wychodzę (wychodzimy).


Wtedy ja i moi towarzysze, możemy skosztować kawałka prawdziwego domu, który zabrałem ze sobą. Nareszcie i mi dane jest się tym cieszyć.


Przerwa nie trwa długo. Już tęsknię za moją... Koprzywianką.


Teraz muszę włożyć nieco więcej wysiłku, aby posuwać się naprzód.


Dzielnie tnę jej wody. Delikatnie, powoli by nic z jej piękna mi nie umknęło.


Kolejna wysiadka. Obowiązkowa. Życie mi teraz zbyt miłe, by forsować takie stopnie.


Poznaję ją z innej strony. Strony lądowej, gdyż za zaporą stwarza pozory niedostępnej i dzielnie skrywa swoje zalety. Gdy na powrót pozwala zanurzyć wiosło w swojej toni, zmienia po raz kolejny swoje oblicze.


Nie znałem takiej strony... kajakowania.


Gdy tylko wydaje mi się, że już jest moja, że już ją znam, że już ją mam, że już wiem jak płynąć, palnie mnie gałęzią w ten pusty łeb, aż czapka ląduje w wodzie.


Innym razem owe gałęzie niczym ramiona, trzymają i nie chcą wypuścić.


To spływ, jakiego dotąd nie przeżyłem. Bliżej końca, odnajduję kolejną przystań. Wysiadamy.


Chwila na ochłonięcie i prę naprzód, by ta przystań mogła zmienić się w port.


Rzeka do końca trzyma fason. Do końca w tym swoim blondzie.


Trudno opisać słowami, to co dzisiaj dostałem... Jeśli to sen, to niech się nie kończy. Do zobaczenia... na szlaku.



PS. "Każdy z nas w sercu ma, swoją małą przystań.
        Każdy z nas dokądś gna, przez oceany życia.
        I nie ważne jest to, czy masz forsę czy nie.
       Ważne by ktoś podał rękę, kiedy będziesz na dnie..."


1 komentarz:

  1. Nr 32 super fotka. Poza tym powodzenia jeśli dobrze interpretuje to co przeczytałem .pozd.

    OdpowiedzUsuń