niedziela, 3 grudnia 2017

2017.12.03. Brody - Chmielów (Kamienna)

O dziwo ostatni spływ miał bardziej pozytywny wpływ na kontuzjowany bark niż bolesne zastrzyki. Poszedłem więc za ciosem. Dzień przerwy i w drogę. Na wyszukane szlaki jeszcze nie czas. Propozycja: trzeci raz z rzędu Kamienna. Taka Trylogia. Skoro jest pod bokiem, trzeba korzystać z jej dobrodziejstw. Tak więc jedziemy z Tomkiem (TEGIE) do Brodów. Tam dołącza Robert (LOPSON). Start wyznaczony tuż za tamą zalewu. Najpierw jednak chłopaki jadą po Artura do Chmielowa. Tak sobie wymyślili, że zaczekam na śniegu i mrozie, aż będziemy w komplecie. Koledzy... Więc po staremu. Słuchawki na uszy i...


no i tu już po nowemu. Ni stąd, ni zowąd pojawia się wędkarz z pytaniem:
-Pointer?
Nieśmiało potwierdzam.
-A to ta słynna katana?
Znowu przytakuję.
Okazuje się, że nie tylko ja i znajomi czytają te moje relacje. Paweł ze Skarżyska Kamiennej, bo tak ma na imię - także. Nie powiem, mile mnie to połechtało. Z drugiej strony, strata anonimowości nie jest i nigdy nie była moim celem. Sporo komplementów. I tak na wspólnych rozważaniach zleciał czas. Gdy jesteśmy już w komplecie pora na danie dnia. Schodzę pierwszy na wodę. Żegnam Pawła, on zostaje ze swoją pasją i wędką na wyspie, ja ruszam ze swoją pasją przed siebie.


Jest szaro, buro i ponuro. I takie dni się zdarzają w tych wypadach z kajakiem.


Jeszcze przed wiaduktem oglądam plecy Tomka.


Stąd już do samej mety płynę na czele. Po ostatnim śniegu śladu już niemal nie ma.


Wody sporawo. Faluje, burzy się, płynie wartko.


Chyba piątkowy wypad w śnieżnej scenerii miał duży wpływ na dzisiejsze odczucia. Zupełnie nie powala mnie dzisiaj Kamienna.


Brak białego puchu, brak słońca, lekko doskwierający jeszcze bark. I to wszystko.


Poza faktem samego przemieszczania się w kajaku, poza spotkaniem z przyjaciółmi po wiośle nie dostrzegam zbyt wielu zalet.


Jest jakoś nijako. Trudno powiedzieć jednoznacznie dlaczego. Po prostu czasem tak bywa.


Nie marznę, sił też nie brakuje, a jednak każdy kolejny zakręt rozczarowuje. Kilka bystrzy, kilka mocniejszych meandrów. Kładka i bystrze z palami.


Tu nieco adrenalina się podnosi. Jednak bez przygód spływamy to miejsce wszyscy w komplecie.


Dalej znowu bez rewelacji. Most w Stawie Kunowskim, bystrze i... nic ciekawszego.


Czy to miejsce zmieniło się tak drastycznie, czy dzisiejszy dzień taki jest?


Nie wiem, nie pamiętam, nie rozumiem. Co się stało z piękną, olśniewającą Kamienną? Dlaczego dzisiaj nie czaruje?


Kolejne skarpy. Palę papierosa, czekam na kolegów. I tak do Nietuliska. Tu miało być ładniej.


Trochę może i było, lecz także bez fajerwerków.


Kolejne bystrza, kolejne metry zamieniają się w kilometry, a ja nadal odczuwam niedosyt.


Obowiązkowa przerwa przy skrzyżowaniu wodnych szlaków. Miejsce gdzie Świślina uchodzi do Kamiennej. Posiłek, ciepła herbata, rozmowy, śmiechy...


Odtąd miało być ciężej. Tu już osławiony kanał. Bark jeszcze nie wyleczony, lecz o dziwo szybko mi tam dzisiaj poszło. Jest moc.


Za kładką w Rudce czekam na towarzyszy.


Kilka mocniejszych pociągnięć wiosłem i znowu jestem na przodzie.


Gnam prosto do zapory w Chmielowie. Bardzo lubię to malownicze miejsce.


Przenoska. I tu znowu zmiany. Kiedyś było dziko, potem betonowo teraz są już nawet schody do ułatwienia zejścia do wody. Dobre i tyle.


Blisko już meta. Dosyć szybko to poszło.


Kończymy pod mostem w Chmielowie. Pamiątkowa fotka i szykujemy się do powrotu.


Nie było szału. Zwłaszcza po tym, co Kamienna pokazała dwa dni temu. Na takie pochmurne jesienno-zimowe dni, ten fragment Kamiennej nie jest najlepszym wyborem.

PS.
Pozdrowienia dla Pawła. Życzę udanych połowów, dziękuję za miłe słowa i do zobaczenia.

1 komentarz: