niedziela, 16 grudnia 2018

2018.12.16. Bąków - Rogowa (Szabasówka)

Psy ujadają, lecz karawana... płynie dalej. I popłynęła Szabasówką. O tym szczekaniu mógłbym tu niezłego paszkwila spłodzić. Tyle, że to ani w moim stylu, ani to miejsce na to, ani nie chce mi się tak ujadać. Śmieszy mnie w ogóle to podgryzanie. Z Lopsonem postanowiliśmy zemścić się lecz na Szabasówce.


Nie tak dawno sprawiła nam psikusa i zamarzła. Teraz miało być inaczej. Lodu miało już nie być, a aby zemsta smakowała lepiej, od połowy tygodnia wznosiliśmy modły o śnieg.


Bez rezultatu, aż noc przed, wszystko zaczęło się układać w śnieżnobiałą... biel. Noc z gatunku nieprzespanych. Modlitwy zostały wysłuchane. Mnóstwo białego puchu.


Nie znoszę zimy, choć daje kajakowi szanse na ciekawe przygody. Właściwie gdyby nie kajak, to zimę mógłbym przespać.


Nie jestem też jak co poniektórzy zwolennikiem odgrzewanych kotletów, otwierania dawno zamkniętych drzwi itp, lecz tu o coś innego chodziło. Chodziło o zemstę.


Ja nie wiem, są tacy co żyją chyba sami sobie na złość. Na swoje życie mam jednak wpływ tylko ja sam.


Szczekanie, podgryzanie... nie rusza mnie. Dobra, naprawdę koniec! Skupmy się na rzece i spływie.


Było pięknie. Ja wiem, że wrócę do domu i przeklnę ten śnieg, ale tu i teraz był jak najbardziej wskazany.


Początek pamiętaliśmy z ostatniego spływu. Kilka niewielkich zwałek, trochę trzcin, trochę śniegu i trochę zimno.


Taki ostatni tegoroczny jesienny spływ. Humory dopisują, rzeka nie dokucza, wszystko idzie jak po maśle.


Miejscowość Ciepła. Tu ostatnio złożyliśmy broń.  Dziś nadszedł czas zemsty.


Dość sprawnie mijamy ujście raczej tylko nam dwóm znanej Kobyłki i dopływamy do mostu na wysokości wsi Zaborowie.


Papieros i pora na czas prawdy. Leśny fragment Szabasówki. Jeśli ma być walka, to chyba właśnie tu jest odpowiednie miejsce.


I tu niespodzianka. Kilku desperatów z wędkami, cisza, spokój i przepiękna rzeka.


Czyżby ta "franca" poddała się bez walki? Cóż to miałaby być za zemsta?


Ale gdzie tam. To co przyszykowała rzeka i los przekroczyło wszelkie granice. Pierwsze powalone drzewa jeszcze idzie pokonać.


Kolejne też by pewnie "poszły" gdyby nie fakt, że tracę pół wiosła. Mimo poszukiwań zakrojonych na wielką skalę dokonało tam w tych lodowatych wodach swojego żywota.


I odtąd już trwa prawdziwa wojna. Bez mrugnięcia okiem próbujemy wykonać wyrok na tej Szabasówce.


Z połówką wiosła w dłoni, z różnego rodzaju badylami, z przekleństwami i gotującą się w żyłach krwią.


Metr po metrze walka na wszystkich frontach. Albo ona, albo my!

Fot. Robert (LOPSON)

Pierwsza przenoska. Bez ceregieli. Mokrzy, głodni i umęczeni gnamy dalej.


Kolejne zwałki, kolejne przekleństwa i kolejna przenoska. Tu mogliśmy odpuścić.


Ale gdzie tam. Drugi raz ten numer nie przejdzie. Po trupach! Byle do końca!


Tyle, że i ona nie odpuszcza. Rzuciła kilkanaście drzew, przemoczyła do suchej nitki, zabrała wiosło i teraz na dokładkę zabrała wodę.


Może nawet i metr jej brakowało. Zupełnie już przestałem zwracać uwagę na otoczenie. Albo mnie zabije, albo przegra.


Chwile zwątpienia były i owszem. Brak snu, brak pożywienia robią swoje. Lecz wbrew zdrowemu rozsądkowi, wbrew ludzkiej wytrzymałości mozolnie, ale jednak powoli przechylamy szalę zwycięstwa na naszą korzyść.


Wszystkie chwyty dozwolone. Po drzewach, po płyciznach, na wodzie i na lądzie.


Ostatni most. Odtąd to już była moja gehenna. Wody jak nie było tak nie ma. Wiosła jak nie było tak nie ma. Zwałki jak były tak są, choć już w mniejszej ilości.


Zalany aparat, niemal zatopiony kajak, końcówka dnia. Walka na wyniszczenie trwała do końca.


Nawet miejsce w którym mieliśmy zakończyć tę rzeź i tryumfalnie obwieścić zwycięstwo ukryła przed nami.


Przez zaśnieżone łąki i pola, przez bagna, czasem wpław, a czasem w kajakach, w półmroku lecz ostatecznie zwyciężamy!


Godny przeciwnik. Rzucił mnie na kolana. Nie wiem, czy jeszcze w tym roku będę miał ochotę się mierzyć z jakąkolwiek rzeką.


A sama zemsta choć smakuje, to chyba nie warta tych wszystkich ofiar...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz