niedziela, 25 października 2015

2015.10.25. Wólka Gonciarska - Ciepielów (Iłżanka)

Po uroczej jesieni jaką uraczyła nas wczoraj Kamienna, liczyliśmy na powtórkę na Iłżance. Miała być złota polska jesień. Pogoda zapowiadała się słonecznie, przy rozstawianiu aut na mazowieckiej ziemi, łąki, lasy, pola mieniły się wszystkimi kolorami. Piękne widoki. A sama Iłżanka? Cóż. Rzecz gustu. Pewnie każde z nas inaczej to widziało, pewnie też każde z nas, z innych powodów się tam znalazło. No więc ruszamy spod mostu w Wólce Gonciarskiej, w pięknych październikowych promieniach słońca. Pierwszy ja, za mną Maga w swojej, już nie nowej Katanie, Piotr (PRUS) oraz Tomek (TEGIE). I w takim składzie popłyniemy do końca.


Jest słońce, początkowe kilkadziesiąt metrów dosyć dynamiczne. Pierwsze małe kłopoty z wyczuciem kajaków, rzeki, ale wszystko kończy się dobrze.


Otaczająca nas przyroda nie jest taka jakiej oczekiwaliśmy, ale może właśnie dlatego podoba mi się?


Kamienna to Kamienna, a Iłżanka to Iłżanka. Nie mogą przecież być takie same.


A więc podziwiam matkę naturę,


i podziwiam też, jak szybko Maga uczy się pływać w hybrydowym kajaku, na rzece, na jakich wcześniej nie była.


A samo płynięcie nie należy do relaksacyjnych. Są momenty gdzie rzeka nieco przyspiesza,


jednak w przeważającej większości płynie leniwie, pośród łąk i pól.


Co jakiś czas, owy kanał, przegrodzony jest jakimś bystrzem,


są niewielkie progi,


jakieś zastawki. Jedną obnosimy, przy okazji robiąc krótką przerwę na posiłek. Trochę wysiłku w wiosłowanie trzeba włożyć, aby w sensownym tempie posuwać się naprzód.


Przed Kazanowem, Iłżanka odzyskuje naturalny bieg. Są meandry, nieregularne brzegi. Podoba mi się, mimo że słońce schowało się za chmury i tylko patrzyliśmy kiedy nas zmoczy.


W samym Kazanowie jest jeszcze ładniej.


Taki sielski klimat, przypominający nieco dawne wsie, te z czasów dzieciństwa.


W miejscowości Kroczów Mniejszy - zapora. Różni się jednak to miejsce od tego, jakie zastałem tam wiosną. Teraz pracuje już tam turbina. Straciło trochę na uroku. Piaszczyste plaże przy wodospadzie gdzieś zniknęły. Zniknął też szum przelewającej się wody, który został zastąpiony hałasem pracującej śruby.


Odtąd rzeka znowu powoli przeistacza się w kanał. Jeszcze na początku są jakieś meandry, kilka drzew zatopionych w korycie, czy też majestatycznie, w samotności stojących nad brzegiem rzeki.


Kolejna zastawka, którą tym razem spływamy,


ale już po przenosce wodospadu za Starymi Gardzienicami,


niekończące się odcinki, proste jak drut, aż po horyzont.


W pochmurnej jesiennej scenerii raczej miejsce przytłaczające. Przynajmniej ja tak to odczuwałem.


Dopływamy do Ciepielowa. Dało się wyczuć ulgę, że na dzisiaj to koniec. Dobrze że tam byliśmy. Fajnie że spędziliśmy ten dzień na wodzie.


Walory estetyczne jakie zaprezentowała tego dnia Iłżanka, każdy sobie przerobi w głowie i oceni po swojemu. Mi się podobało, choć nie będzie to mój ulubiony fragment rzeki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz