poniedziałek, 17 kwietnia 2017

2017.04.17. Ćmielów - Bałtów (Kamienna)

Lany Poniedziałek czy też Śmigus Dyngus, nieodłącznie kojarzy się z wodą. I taki też był. Pierwotnie mieliśmy popłynąć od Starachowic, lecz z samego rana zmieniamy plan i ruszam do Ćmielowa. Spotykam Artura, jego córkę - Martę, oraz jego szanowną małżonkę, która zabezpiecza logistycznie nasze przedsięwzięcie. Zrzucamy kajaki, oddaję "lejce" do mojej fury i ruszamy na spotkanie z Kamienną. O ile wczoraj pogoda nie zachęcała do spędzania czasu na wodzie, tak dzisiaj jak na zamówienie. Słonecznie i w porównaniu do tego co było - ciepło. A więc ruszamy we troje.


Artur na przodzie. Do mostu jakieś 50 metrów, pod nim bystrze.


Widywałem już większe, ale i to miało swoją siłę. Artur coś tam tłumaczy córce jak to spłynąć. Nie wiem czy wszystko zrozumiała? Nie wiem czy wszystko zdążył w ogóle wyjaśnić? Może końcówkę już opowiedział rybom w Kamiennej? Tak czy siak spływa to bystrze, ale wpław.


Jak to w Wielkanoc. I niezłe jaja 😃 i mokry Śmigus Dyngus. Marta wyławia nieszczęśnikowi wiosło, ja łapę jego kajak, a nasz "bohater" próbuje wydostać się na brzeg. Widać dla Artura tradycja, to rzecz święta 😂.  Szybka zmiana garderoby i próbujemy ruszać jeszcze raz.


Niby znam już ten fragment rzeki. Lecz rzeka zmienną jest. I tu też kilka zmian dostrzegam. Ruiny starego, malowniczego młyna rozebrane do fundamentów. Szkoda, bo to miejsce swego czasu robiło wrażenie.


Widać też, że i brzegi powoli są rozbierane. Mnóstwo drzew wyciętych w pień. Czemu to ma służyć?


Na szczęście coś jeszcze zostało. Jak długo? To co jest tworzy piękny krajobraz. Wysuwam się na czoło stawki.


Nie wiem, czy aż tak Kamienna się zmieniła od mojej ostatniej tam wizyty, czy może pamięć już nie ta? Co jest dla mnie nowością? Ano piaszczyste skarpy. Nie pamiętałem ich zupełnie.


Reszta po staremu. Mnóstwo zieleni i dosyć dziko.


Jakiś szelest na brzegu. Patrzę i oczom nie wierzę. Zza drzewa wyłania się młody jelonek. Piękny okaz. Cztery metry od kajaka. Do aparatu kilka centymetrów. Nie zdążyłem 😠. Jednak to spotkanie sprawia, że spływ nabiera jeszcze jaśniejszych barw. I to dosłownie. Słońce sobie nie żałuje. Wszystko pięknie oświetlone. Dużo zieleni do okoła.


I ta cisza i spokój. To trzeba samemu przeżyć. Ni zdjęcia, ni opisy tego oddadzą. Chwile które przenoszą człowieka w inny wymiar. Nigdzie się nie spieszymy. Powoli przed siebie.


Kolejne bystrze na samym łuku rzeki. Ciągnie się i ciągnie. Trzeba uważać. Tu Artur gubi nakrycie głowy. No szczęścia dzisiaj chłop nie ma. Kamienna znowu się uspokaja. I nic się nie zmienia. Płynie dosyć leniwie pod baldachimem z drzew.


Odpoczywam. Odpływam do przodu. Odkładam wiosło. Czekam na resztę. Chłonę widoki. Most donikąd.


Kamienna robi wrażenie.


Znów dobiega szum wody. Przed dziobem rzeka się gotuje. Woda kłębi się, rozbija o kamienie. Kolejne bystrze. Też ma swoją moc. To spływamy w komplecie bez niespodzianek. Jest pięknie, lecz tempo płynięcia spada jeszcze bardziej.


Pora chyba na przerwę. Wyszukujemy dogodnego miejsca do wyjścia z kajaków. Jest. Z łódek sprawiało lepsze wrażenie niż okazało się w rzeczywistości. Jednak nie kombinujemy. Nie szukamy dalej. Wysiadka.


Szybki posiłek, uzupełnienie płynów i w drogę. Kamienna odtąd już zdecydowanie zwalnia. Woda niemal stoi w miejscu. My też jakoś szybko się nie przemieszczamy. Marta jeszcze nie jest zbytnio opływana. Powoli chyba zaczyna brakować sił.


Nie mam zamiaru jednak grymasić. Rzeka cały czas nas zaskakuje. Na minus - zwałkami. Nie jakimiś wielkimi. Łatwe do pokonania. Ale całość mąci widok butelek i innych gratów które się przy nich zbierają. Lodówki, pralki, telewizory... Tragedia. A podobno: "Media Markt" - nie dla idiotów? Trudno się tu z tym zgodzić.


Były i milsze akcenty. Jak jelonek mi uciekł, tak sarenka nie miała zamiaru. Pozowała, aż miło. Dopiero zgrzyt kajaka o jakiś zatopiony konar ją spłoszył.


Widziałem też norkę. Ta jednak pozować nie miała zamiaru. Szybko czmychnęła pod wodę. Płyniemy i wypatrujemy małej elektrowni wodnej w Stokach Dużych.


Kilka zakrętów i jest. Kolejna wysiadka.


Krótki odpoczynek. Marta postanawia płynąć jeszcze tylko kawałek. Do Borii. Tam ją podejmie Mama. Więc nie przeciągamy tego.


Ruszamy. Kamienna znowu się zmienia. Płynie szybciej, lecz wyczuwa się już bliskość miejscowości. Brzegi już nie robią takiego wrażenia jak wcześniej, choć i tu narzekać nie ma na co.


Mijamy kolejny most który lata świetności ma już za sobą.


Wpływamy do wcześniej wspomnianej Borii. Wita mnie łabędź. I tak asekuruje, aż do kolejnego mostu. Tu Marta kończy dzisiejszą przygodę.


My z Arturem postanawiamy płynąć dalej - do Bałtowa. Druga Katana wolna, więc kolega ma możliwość sprawdzenia wad i zalet kajaka.


Płyniemy i dyskutujemy. O spływach, o kajakach, o wszystkim i o niczym. Po drodze znajduję zaczepiony o korzenie drzew pagaj. Jeśli ktoś zgubił, to jest u mnie do odbioru.


A Kamienna? No cóż. Na pewno się zmienia. Moim zdaniem nie jest już tak pięknie jak było wyżej. Rzecz gustu.


Mijamy ruiny po starym młynie. Oczywiście i bystrze było.


Słońce coraz częściej chowa się za chmury. Brzegi nieco się wypłaszczają.


Powoli zbliżamy się do Bałtowa. A tam? Gdy Kamienna podpływa do szosy widać kolejne zmiany. Coś tam już kombinują. Niby z drogą, ale pewnie i rzece się "oberwie" 😤. Zdecydowanie wolałem, gdy zza drzew straszyły tu niegdyś sztuczne dinozaury.


Gdy odpływa od trasy nadal potrafi mile zaskoczyć. Rzeka znowu tu wyhamowuje. Bo ileż zapór jest na Kamiennej, to aż trudno zliczyć.


Po lewej kościół w Bałtowie - akcent pasujący do świąt.


Po prawej jakieś odsłonięcie geologiczne.


Między nimi Kamienna. Leniwa, szeroka jak Pilica. Ale nasza. Chyba ulubiona.


Przepływamy powoli przez początek parku rozrywki i kończymy przy głównym wjeździe do niego, przy zaporze.


Bardzo miły spływ. Nie wiem, czy to też nie najładniejszy odcinek Kamiennej. Artur zadbał o tradycję mokrego Śmigusa Dyngusa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz