niedziela, 23 kwietnia 2017

2017.04.23. Tarczek - Pawłów (Psarka, Świślina)

Jeszcze w piątek nie było chętnych do pływania. W sobotę przypadkowo od Wojtka dowiedziałem się, że w Psarce jest woda. Nieśmiało zaproponowałem spływ. Miałem też w głowie plan awaryjny na wypadek gdyby odzew był żaden. Kolejny raz okazało się, że jak trzeba, to nasza ekipa jest zwarta i gotowa. Mimo niezbyt zachęcających prognoz pogody stawiam się w niedzielę rano na moście w Pawłowie. Dość niespodziewanie dołącza Robert (LOPSON). Po chwili jest też Artur, jeszcze chwilę później Piotr (PRUS). Przy dość mocnym wietrze pakujemy cały sprzęt na mojego Roverka i ruszamy do Tarczka. Tam wita nas pomysłodawca dzisiejszej eskapady - Wojtek (BĄBEL). Pojawia się też zainteresowana naszymi poczynaniami rodzina - pozdrawiam. Wojtek pstryka nam pamiątkową fotkę i zabiera do małego remontu mój kajakowóz.


My zaś w dość karkołomny sposób próbujemy dostać się na rzekę w okolicach małej tamy.


Psarka - w lutym byliśmy tam pionierami. Dzisiaj powtórka. Liczyłem na ciekawy spływ. Tym bardziej, że tu w dole wiatru nie odczuwało się, a i niebo rozpogodzone miało ukazać mi tę rzekę w jaśniejszych, wiosennych już barwach. W zieleni.


Już pierwsze metry ukazały mi jednak nie to, czego tam oczekiwałem. Jeden wielki śmietnik. I na brzegach i w wodzie. Było wszytko. Cały przegląd najróżniejszych sprzętów AGD.


Wody też niezbyt wiele. Próbuję jakoś to wszystko ujrzeć w lepszym świetle, lecz nie do końca mi to się udaje. No cóż.


Byle do mostu w Świętomarzy. O ile pamiętam, tam było lepiej.


Rzeka wyprostowana. Nadal nic specjalnego.


Czekam więc na pierwszą z kilku pamiętnych skarp. No jest. Przyjemne miejsce. Prezentuje się dość okazale.


Lecz za nią nadal kręcę nosem. Śmieci nie ubywa. Psarka przyspiesza. Lecz chrobotanie kajaka na licznych bystrzach tym razem zagłusza mi cały i tak niezbyt wielki urok tej rzeczki.


Meandry, trochę drzew i to nieszczęsne tarcie kajakiem o kamieniste dno. Czy pierwszym razem też było? Chyba mniej? Albo pierwszy raz - to pierwszy raz? Staram się na siłę wyszukać dla siebie jakichś pozytywów. Za wiele tego jednak nadal nie ma.


Byle do następnej skarpy. O ile pamiętam, tamto miejsce także robiło wrażenie. Mijamy pozostałości po jakimś pewnie starym młynie.


Kilka kolejnych mało ciekawych zakrętów i jest. Płynę pierwszy.


Miejsce bardzo ładne. Gdyby nie to tarcie kajakiem 😠. Szkoda, że niema kilkanaście centymetrów więcej wody. Trudno.


Byle do następnej skarpy. Tam będzie wysiadka. Pojawia się więcej drzew i zalesionych wzgórz. Robi się nieco przyjemniej, choć nadal kajaki trzeszczą na kamienistych wypłyceniach.


Jest i kolejna skarpa. Tym razem bez wysiadki. Grodzące w tym miejscu rzekę drzewo już komuś się przydało. Bo przecież się nie rozpłynęło. Co by nie pisać, wtedy tam była woda, przytrzymana przez ową kłodę. Teraz na łeb, na szyję, przed siebie, ale niestety po kamieniach.


Przynajmniej jest zielono. Raz słońce, raz pochmurno. Nieśmiało nawet popaduje jakiś grad. Kwiecień - plecień. Mijamy pamiętne dla Artura miejsce, gdzie ostatnim razem Psarka wysadziła go z kajaka. Dzisiaj spływamy to bez większych emocji.


Co jakiś czas pojawiają się w oddali odsłonięte, nasze świętokrzyskie pagórki. Gdy podchodzą do samej rzeki tworzą świetny klimat. Zupełnie jakby płynęło się w górach.


Gdyby nie ten syf dookoła, to już by mi wynagrodziło ten brak wody. Ale śmieci są wszędzie. Dramat.


Ostatnia skarpa. Oczywiście i tu się zmieniło. Ktoś sobie "zainstalował" na niej prawdziwe okno, a raczej okna na świat!


Wypatruję już Świśliny. Mam nadzieję, że tam będzie i więcej wody i mniej śmieci. No i ten fragment płynąłem zimą. To była prawdziwa jazda bez trzymanki.


Jest i ona. Tak miło wspominana przeze mnie Świślina.


Kilkadziesiąt metrów i wita nas moja koleżanka - Świślinianka. Tym razem odkryła dla nas trochę więcej. Niestety, to oznaczało, że wody jest dobre pół metra mniej. A więc raczej żegnajcie wywrotki i inne przygody.


Robimy tu przerwę. Osłonięci wzgórzami nie czujemy wiatru. Piękne tereny. Naprawdę piękny region. Gdyby nie ten śmietnik...


Posileni, napojeni - ruszamy. Mostek, gdzie Świślina potrafiła przysporzyć emocji. Nie dzisiaj.


Mnóstwo bystrz. Widać, że ta rzeczka ma duży spadek. Brakuje tylko wody. Trzemy kajakami o kamienie i podziwiamy zaśmiecone brzegi i pagórki. Świślina płynie w dość wysokim wąwozie.


I dzisiaj są miejsca trudniejsze, lecz to już nie to, co pamiętałem. Nie jestem zachwycony. Widziałem już ładniejsze rzeki.


Chyba tylko jedno miejsce utkwi mi w pamięci na dłużej. Wysoka, porośnięta drzewami i zielenią skarpa.


LOPSON gdzieś dostrzega sarenkę. Ja nie mam dziś szczęścia. Zdecydowanie, to nie mój spływ.


Kilka kolejnych bystrzy. Kilka "mocniejszych" zakrętów. Jedno miejsce zaskoczyło Artura, lecz nie chciał urozmaicić dzisiaj kąpielą spływu.


Zabudowania przy brzegach. Tu śmietnik jeszcze większy. Kurcze, chciałbym dzisiaj już to skończyć. Coś mi tu nie gra. Pławimy się w śmieciach.


Pojedyncze zwałki i mnóstwo pniaków po wyciętych drzewach.


Mijamy stary młyn. Trzemy znowu kajakami po kamieniach.


Płynę na czele by mieć ten syf jak najszybciej za sobą. Gdy tylko zrobi się czyściej, ładniej, szybko zostaję ponownie sprowadzony na ziemię.


Wypatruję mostu w Rzepinie. Jest. Stąd już niedaleko.


Kolejny stary most, kolejne tarka pod nim. Zupełnie inna była ta rzeka w śnieżnej scenerii. Ładniejsza.


Nie wspomnę już o niezłej zabawie przy pokonywaniu kolejnych zakrętów. Wtedy miała pazur. Dziś mi tego brakowało.


Kolejna chmura obsypuje nas lekko śniegiem. Wiatr nadal gwiżdże. Jak to w kieleckim. Co starsze drzewa skrzypią nad głowami.


Kolejny młyn. Stąd już blisko. Kończą się kamieniste bystrza.


Świślina hamuje powoli przed zalewem na, czy też w Wiórach?


Tam nie dopływamy. Kończę przed, inni pod mostem w Pawłowie.


Nie żałuję, że to spłynąłem, ale niesmak pozostał. Chciałem zobaczyć tę rzekę w zieleni. I zobaczyłem. Niestety wiosnę zakryły śmieci. Pewnie nieprędko tu zawitam.


To będzie moja rzeka, ale na zimę. Przy wyższym stanie wody i przy ośnieżonych, a nie zaśmieconych brzegach. Koledzy dostrzegli dzisiaj kilka pozytywów. Ja nie bardzo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz