niedziela, 12 kwietnia 2015

2015.04.12. Osiny Majorat - Jedlanka Stara (Iłżanka)

Po wczorajszej, zaludnionej Lubrzance, dzisiaj miało być kameralnie. Tylko ja, Piotr (PRUS), Tomek (TEGIE) i Jarek (SIKOR). Rzeka Iłżanka, ale w jej górnym biegu. Jedziemy z Tomkiem na start. Prus już na nas czeka, rzeka też. Choć określenie rzeka, to trochę na wyrost. Coś płynie, ale raczej przypomina to rów melioracyjny. Zrzucamy kajaki, resztę tobołów i chłopaki jadą po SIKORA na metę.


Gdy już jesteśmy w komplecie, składamy solenizantowi Piotrowi życzenia (dwa dni temu obchodził urodziny), ile lat skończył nie napiszę bo czy to ważne? Po za tym i tak nikt nie uwierzy. Raczymy się symboliczną lampką wina (Kadarka, pół słodkie) i powoli schodzimy na... no właśnie, czy to rzeka? Początek mało zachęcający. Brzegi uregulowane,  płynie prosto jak drut, mało wody. Ciężko się wiosłuje.


Raz odpycham się wiosłem od brzegu, raz od dna. Jakaś rura przegradza kanał. Męczarnia. Mamy szczęśliwie trochę wiatru i o dziwo nie wieje w mordę tylko w plecy.

Fot. Jarek (SIKOR)

I tak przez jakieś dwa, może trzy kilometry. Za jednym z mostków zaczyna się las.


Już miałem nadzieję że coś się zmieni, ale gdzie tam, dalej płyniemy w rowie.


Woda czysta, widać piaszczyste dno. Owy las kończy się małym progiem,


za którym Iłżanka zmienia charakter na szuwarowo - bagienny. Jest wąsko,


brzegów nie ma tylko rozlewisko,trzcinowisko i bagna dookoła.


Podoba mi się to miejsce. Dzicz. Żadnych oznak ludzkiej bytności, tylko my w kajakach oraz przyroda. Spływamy kilka bobrzych żeremi,

Fot. Jarek (SIKOR)

przeciskamy się przez zarośla. Słoneczko świeci, jest jak w jakiejś bajce. Wody wystarczająco. Jestem zachwycony.


Po kilku kilometrach wypływamy z tych rozlewisk i rzeka ponownie zmienia oblicze na kanał, ale mniej uciążliwy bo i wody więcej.


Przy pewnym mostku robimy pierwszą, krótką przerwę.


Po odpoczynku płyniemy dalej. A dalej kanał przepływający przez Seredzice.


Można powiedzieć, że jest to "Kraina tysiąca kładek i jednej". Nie liczyłem, ale było tego naprawdę dużo.


Jedna obalona do wody, lecz tak niefortunnie, że ani dołem, ani górą nie dało rady jej pokonać. Cóż, przenoska.


Przy bodajże ostatnim moście robimy jeszcze jedną, krótką przerwę.


Po wypłynięciu za wieś powoli Iłżanka znowu zmienia się w rozlewisko.


Tu już żeremi nie ma, ale i z każdym metrem jest coraz to węziej,


aż w pewnym momencie...


kończy nam się rzeka. Niezły cyrk.

Fot. Jarek (SIKOR)

Kajaki przyssały się do mułu, ciężko zawrócić.


Dzwoni Tomek który popłynął inną stróżką i jemu się powiodło. Jakoś się udaje wycofać i odnaleźć szczęśliwca, oraz trochę wody, by płynąć dalej. Szukamy dzielnie w tych trzcinowych korytarzach zalewu, który gdzieś tu powinien się zacząć.


Powoli robi się szerzej,


aż w końcu ukazuje się nam zalew w Iłży. Tu swoim zwyczajem podkręcam tempo i powoli wyprzedzam towarzyszy dzisiejszej "niedoli". Przy progu kończącym zalew jestem pierwszy.


Wyskakuję na brzeg i czekam na resztę. Po wyjściu na ląd SIKOR stwierdza, że ten próg jest do spłynięcia. Pomyślałem, że żartuje i ciągnę temat, "że jak go spłynie, to ja też". Patrzę, a ten szaleniec wskakuje w łódkę i skacze. O w mordę!! Słowo się rzekło. Napływam i skaczę. Trochę się pochlapałem, ale poszło. Fajnie.

Fot. Jarek (SIKOR)

Przepływając przez Iłżę wzbudzamy na brzegach i mostach niemałe zainteresowanie mieszkańców.


Znam co nieco ten odcinek,


bo w Listopadzie płynęliśmy tam z PRUSEM.


Wtedy było jednak więcej wody i rzeka była bardziej dynamiczna. Przepływamy przez miasto.


Dalej zaczynają się zwałki.


Bardzo przyjemny fragment rzeki,

Fot. Jarek (SIKOR)

jednak wrażenia psuje syf który zbiera się przy przeszkodach.

Fot. Jarek (SIKOR)

Miejscowi nie mają szacunku dla Iłżanki. Wstyd!!! Szkoda, bo rzeka naprawdę byłaby godna tego, aby pokazać ją innym kajakarzom.


Przepływamy kilka zwałek,


kilka bystrzy,

Fot. Piotr (PRUS)

udaje mi się przecisnąć pod kilkoma niskimi przeszkodami i dopływamy do mostu przy starym młynie.


Przegrodzony jest on jakimiś wspornikami. Ciężko się zmieścić. Woda rwie, podpływam i nie zdążyłem ułożyć wiosła wzdłuż kajaka. Zaczepiłem o te żelastwa. Kajak rwie do przodu. Trochę akrobatyki i udaje się. Spływam.


Dalej rzeka się nie zmienia. Jest naprawdę ładnie.


Jakieś 1,5 km. przed metą zaczyna się dopiero kanał.


Dopływamy do zastawki w Jedlance Starej.


Tam kończymy.


Rozpalamy ognisko i zgodnie stwierdzamy, że spływ był jak najbardziej udany i bardzo zróżnicowany.


Można powiedzieć było wszystkiego po trochu. I to by było na tyle. Iłżanka spłynięta cała. Został jeszcze co prawda kilkukilometrowy odcinek od źródeł, ale tam już nie ma potrzeby pływać, no i raczej nie da rady kajakiem. W drodze powrotnej zajeżdżamy na pyszne lody w Iłży.

PS. Prawdopodobnie byliśmy pierwszymi ludźmi w kajakach którzy przepłynęli ten odcinek Iłżanki.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz