czwartek, 9 kwietnia 2015

2015.04.09. Ciepielów - Chotcza Dolna (Iłżanka - Wisła)

No i się doczekałem. Nareszcie ciepło i słonecznie. Przed Świętami Wielkanocnymi dużo pracowałem i nie było czasu na pływanie. Za to dzisiaj był i czas i wielka ochota. Umówiłem się z Jarkiem (SIKOR), że dokończymy spływanie Iłżanki. Już nie na zimowo, a na wiosenno ubrany udaję się na spotkanie z SIKOREM do Chotczy Dolnej. Dojeżdżam do samej rzeki. A rzeka to nie byle jaka, bo sama Królowa Polskich Rzek czyli Wisła. Jest pięknie. Wisła w porannych promieniach słońca jest cudowna. Po chwili zjawia się Jarek, przepakowujemy do Niego moje tobołki i jedziemy do Ciepielowa. Tam wodujemy się za mostem.


Przed nami ostatni odcinek Iłżanki. Co przyniesie?

Fot. Jarek (SIKOR)

Jeżeli szuka ktoś zwałek, to nie tutaj.


Brzegi mało zadrzewione.


Słońce świeci mocno, jest ciepło i bardzo przyjemnie,


lecz nad Iłżanką wiosna jeszcze we wczesnym stadium.


Ptaki pięknie śpiewają, ale tak utęsknionej zieleni jak na lekarstwo.


Rzeka jest czysta, pewnie dlatego, że nie przepływa przez żadne miejscowości.


Wiosłujemy dosyć wolno, lecz szybko pokonujemy dystans, ponieważ Iłżanka dzisiaj niosła dużo wody i nurt był szybki.


Przepływamy niezliczoną (ponad piętnaście) ilość różnych, sztucznych progów

Fot. Jarek (SIKOR)

i innych spiętrzeń wody.

Fot. Jarek (SIKOR)

Kilka było naprawdę wysokich i kajak schodził cały pod wodę, jednak wywrotek nie zanotowaliśmy.

Fot. Jarek (SIKOR)

Ba, daleko nam było do tego. Tu muszę jednak uderzyć się w pierś. Chyba trochę "podpaliliśmy się" udanym spłynięciem kilku pierwszych, dosyć niskich progów. Dalsze były większe i przelewało się przez nie dużo wody. Za nimi robiły się odwoje. Wszystkie szczęśliwie niezbyt mocne, ale... nie obejrzeliśmy przed spłynięciem żadnego. Szczęśliwie nic się nie stało, lecz kłóci się to nieco z moim wyobrażeniem bezpiecznego pływania.


Za mostem prowadzącym do Nowego Kawęczyna robimy krótki postój.


Po drodze znajduję w wodzie piłkę. Podpływam, jest cała, tak więc chowam ją w kajaku i zabieram ze sobą, jako prezent dla Wiktorii. Rzeka nadal z gatunku lekkich, łatwych i dzięki pogodzie, przyjemnych.


Przed mostem w Chotczy Dolnej robimy jeszcze jedną przerwę. Zaraz za mostem,


zaczynają się już obwałowania które ciągną się do samej Wisły.


Nurt także jest słabszy. Po kilku kilometrach ukazuje się naszym oczom Ona.


Wielka i jak zwykle zapierająca dech w piersiach.


Wisła. Spoglądam na ujście Iłżanki. Niemal niezauważalne wobec potęgi Wisły.


Na Wiśle nareszcie mogliśmy z SIKOREM przetestować nasze kajaki przy silniejszym nurcie.

Fot. Jarek (SIKOR)

I tak: Katana z wypuszczonym skegiem trzyma kierunek idealnie.


Tempo także mogę w niej osiągnąć zadowalające. Jednak pływanie pod prąd po Wiśle, to nie dla mnie, ani dla mojego kajaka.


Po tej zabawie dobijamy do brzegu. Koniec pływania na dzisiaj. Samopoczucie dobre. Nic mnie nie boli, nie czuję głodu.

Fot. Jarek (SIKOR)

Jednak zimowe eskapady to była zupełnie inna bajka. Nad brzegiem Wisły rozpalamy małe ognisko, posilamy się i powoli trzeba myśleć o powrocie do cywilizacji.


Iłżanka spłynięta do końca, choć nie wiem, czy nie pokusimy się jeszcze o odcinek przed Iłżą? Życie pisze różne scenariusze. Zobaczymy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz