czwartek, 23 kwietnia 2015

2015.04.23. Goworek - Wólka Domaniowska (Jabłonica, Szabasówka, Radomka)

Niedawno padł pomysł na spływ rzeką, co się zowie Jabłonica. Jest to lewy dopływ Szabasówki, którą spłynęliśmy w marcu i która okazała się bardzo przyjemną rzeką. Ale Jabłonica to Jabłonica. Kolega Jarek (SIKOR), pod koniec marca zrobił tam mały rekonesans z lądu i wszystko wskazywało na to, że jest Ona jak najbardziej do spłynięcia, tylko przy odpowiednim stanie wody. Mimo to, tajemnicza była nadal. Jeszcze wczoraj wieczorem nurtowały nas pytania czy dzisiaj wody wystarczy? Postanowiliśmy zaryzykować i rano spotykamy się z SIKOREM w Orońsku, skąd jedziemy do Wólki Domaniowskiej, nad zalewem Domaniowskim. Tam przepakowujemy się do mojego auta i podążamy w stronę Goworka. Po drodze z mostów sprawdzamy stan wody w Jabłonicy. Za wiele jej nie ma, ale powinniśmy dać radę spłynąć. A więc startujemy z Goworka. Przy rozkładaniu się nad brzegiem rzeki wzbudzamy niemałe zainteresowanie miejscowych. Prawdopodobnie byliśmy pierwszymi ludźmi w kajakach, którzy tam właśnie zeszli na wodę !


Już po jakichś 20 m. utykamy na kamieniach. Wody rzeczywiście miejscami jest mało.

Fot. Jarek (SIKOR)

Takie przemiały z kamieni będą nam towarzyszyć już dosyć często, niemal do ujścia Jabłonicy. Szkoda, że nie było jakieś 15 cm. głębiej.


No cóż. Płyniemy i walczymy. Dosłownie. Nie wysiadamy z kajaków, tylko trzemy po kamieniach. Pionierstwo wymaga ofiar. Co pewien czas robi się głębiej i wtedy można trochę odpocząć.


Jednak na pełen luz rzeka nie pozwala. Kręci aż miło. Pojawiają się zwałki.


Jest ciepło i słonecznie. W takich okolicznościach Jabłonica prezentuje się przepięknie.


Woda czysta, jak nie ma kamieni dno robi się piaszczyste.


Żadnych nieprzyjemnych zapachów nie odnotowujemy na całej trasie.


Cały czas mam wrażenie, jakbym przeniósł się do jakiegoś innego wymiaru.


Żadnej cywilizacji. Tylko my i przyroda.


Brzegi Jabłonicy nie są uregulowane na żadnym odcinku. Przyznaję, że lubię uczucie które mi towarzyszy podczas zdobywania takich "dziewiczych" akwenów.


Przeskakujemy kajakami przez powalone drzewa.


Co jakiś czas kamieniste wypłycenia, jakieś progi z kamieni itp. Wszystko spływamy.


O gustach się nie dyskutuje, ale Jabłonica jest jedną z najładniejszych i najciekawszych rzek jakie miałem okazję poznać.

Fot. Jarek (SIKOR)

Właśnie dla poznawania takich miejsc przesiadłem się na kajak polietylenowy. W dmuchańcu było by to niemal niemożliwe.


Po kilku kilometrach krótka przerwa i dalej przed siebie.


Nic się nie zmienia. Jest cudownie.


Pokonujemy dwie dosyć wysokie zwałki, pomagając sobie nawzajem, samemu byłoby ciężko z nimi wygrać. Przepływamy pod nisko usytuowanymi drzewami i jakby nurt słabł.

Fot. Jarek (SIKOR)

Tak, tak. Pewnie jakaś zastawka, elektrownia czy coś takiego. Nie, to wodospad tak skutecznie powstrzymuje bieg rzeki. Jest wysoko. Jakieś dwa metry w dół i skok prosto w bystrza i zakręty z dosyć silnym nurtem. Fajna zabawa.

Fot. Jarek (SIKOR)

Po kilku kilometrach zupełnej dziczy, znowu robi się jakoś wolniej. Po pokonaniu kilku "mostków", wypływamy na niewielki staw.


Jest piękny, z wyspą na środku,


zakończony tamą przy jakimś starym młynie. To już musimy obnieść.


Po zwodowaniu za ową tamą, nadal zielono i cicho.


Chciałoby się zostać na tej rzece jak najdłużej, ale przed nami jeszcze do pokonania kilka kilometrów zalewu i nie ma co, trzeba płynąć dalej.


Przed ujściem do Szabasówki musimy obnieść jeszcze jedyne oznaki cywilizacji.


Tak jestem zaabsorbowany otaczającą nas przyrodą,


że nawet nie wiem kiedy wpływamy na Szabasówkę. Gdzieś mi to umknęło. Tam już robi się szerzej.


Po chwili Szabasówka wpada do Radomki, choć na żywo wygląda to akurat na odwrót, jakby to właśnie Radomka uchodziła do niej. Po kilku zakrętach zaczyna się zalew Domaniowski. Jest ogromny.

Fot. Jarek (SIKOR)

Płyniemy środkiem, jednak wiatr jest tak silny, że robi się mało komfortowo.


Kierujemy się bliżej lewego brzegu. Co chwilę przyjmujemy na siebie hektolitry wody rozbijającej się o dzioby naszych łupin.


Cali mokrzy dopływamy do plaży, przy której stoi samochód Jarka. Tak, to już koniec. Podsumuję spływ krótko: Rewelacja. Jabłonica zostanie w mojej pamięci na bardzo długo !!! Polecam tę rzekę obejrzeć na żywo, chętnie się przyłączę i na nią wrócę.

Fot. Jarek (SIKOR)

PS.
Ponieważ pionierstwo wymaga ofiar, Jarek ukończył spływ z rozciętą głową.

2 komentarze:

  1. Jabłonica ma 30 kilometrów długości. Wypływa ze źródeł na wzniesieniach Garbu Gielniowskiego w okolicach Leszczyny koło Bokowa w powiecie koneckim w województwie świętokrzyskim. Na południowy obszar powiatu przysuskiego wpływa koło Długiej Brzeziny i Bryzgowa, skąd płynie przez Rusinów borkowicki, Kochanów, Rzuców, Goworek, koło Niskiej Jabłonicy, przez Pogroszyn i na terenie gminy Chlewiska w powiecie koneckim w województwie świętokrzyskim wpada koło Rykowa jako prawy dopływ do Szabasówki, a ta do Radomki tuż przed Jeziorem Domaniowskim.

    OdpowiedzUsuń
  2. Sporo czasu minęło od Waszego spływu.ale właśnie dziś byliśmy u rodziców w Rzucowie, właściwie Wandowie. Mąż zapytał czy Jabłonica nadaje się do spływu,więc google i Wasz reportaż...wspanialy.Dom i działka rodziców przylegają do brzegu rz.Jablonicy cudne wspomnienia z dzieciństwa, kąpiele wypoczynek na rzeką.W okolicach Goworka przy młynie Cyganie często rozbijali obóz a my dzieciaki zakradaliśmy się aby ich podpatrywać.Wody wtedy było dużo, chłopcy skakali do rzeki z prowizorycznych mostków.Wzruszylam się czytając Waszą relację,dziękuję i pozdrawiam... Jabłonica nadal urzekająca,następny spływ proponuję zacząć od Woli Kuraszowej na wysokości starej szkoły.Pozdraeiam

    OdpowiedzUsuń