poniedziałek, 1 lutego 2016

2016.02.01. Brzóza - Kłoda (Radomka)

Zakłada się, że człowiek bez wody może przeżyć tylko trzy dni. Wolałem nie ryzykować i po trzech dniach znowu wybrać się na spotkanie z wodą. Po czwartkowej Radomce, jedynym słusznym wyborem, było przepłynięcie owej rzeki do ujścia. Pozostawiła po sobie bardzo przyjemne wrażenie i zacierałem ręce na kolejne spotkanie. Dzisiaj popłynęło nas więcej. Ja, Jarek (SIKOR), Robert (LOPSON), Darek (SHARAN) i Zbyszek, ze swoim czworonogim przyjacielem - "Futro".
Aura może nie była wymarzona, niebo zasnute chmurami i trochę zimniej niż ostatnim razem, ale i tak, jak na pierwszy dzień lutego było ciepło. Startujemy przy moście w miejscowości Brzóza.


Pod mostem okazały próg, raczej tylko moja łajba mogła podjąć próbę spłynięcia, lecz nie chciałem już na starcie ryzykować wywrotki. Odpuszczam sobie.


Przed nami jakieś 19 kilometrów przygody. Pierwszy zakręt i już wiem, że Radomka dzisiaj nie powinna mnie zawieść. Cisza, piękne brzegi.


Rzeka na tym odcinku płynie przez Puszczę Kozienicką. Sporo lasów, bardzo mało domostw i innych oznak cywilizacji. Nic, tylko płynąć i podziwiać piękno przyrody. Tak też się dzieje.


Nie ma żadnych uregulowanych odcinków. Już po kilku kilometrach wiem, że na pewno tu wrócę.


Letnią porą, jak się zazieleni, z namiotem.


Takie myśli będą mi towarzyszyć już do samego końca spływu. Są różne gusta, z nimi się podobno nie dyskutuje, ale myślę, że ten fragment Radomki podobałby się każdemu.


Kolejny zakręt, kolejna skarpa, kolejne drzewa podchodzące na sam skraj brzegów. Część z nich leży w wodzie. Sporo wysepek w korycie. Pięknie dookoła, a mi zaczyna szwankować aparat. Cholera. Przystaję na moment, kilka przekleństw, kilka ciosów i wraca do żywych. Uff.


Koledzy trochę odpłynęli. Mocniej napieram na wiosło i po chwili widzę całą ekipę. Wszyscy już na brzegu. Robimy krótką przerwę.


Posilamy się i nagle, jak nie lunie deszcz. Wisiał w powietrzu od samego startu, ale zmoczył nas w najmniej oczekiwanym momencie. Szybko wskakujemy w kajaki i ruszamy dalej. To już półmetek.


Bardzo szybko poszło, ale wyścigów na wodzie nie było. Nurt był dosyć wartki. Zaczyna padać coraz mocniej. Raz deszcz, za chwilę grad.


Dobrze, że wiatru wielkiego nie było, bo to by zepsuło całą zabawę. A Radomka nadal nie zmienia swojego oblicza.


Nadal płynie szybkim tempem, mijamy kolejne skarpy. Widokowo nic nie traci. Jest naprawdę pięknie.


Niebo wypogadza się dopiero w okolicach mostu w Ryczywole.


Tu już rzeka rozlewa się dosyć szeroko. W oddali widać elektrownię w Kozienicach. To znak, że Wisła już tuż, tuż.


Robi się bardzo płytko. Trzeba dobrze czytać wodę, albo nie powielać błędów innych, aby nie utknąć w piachu.


Rozdzielamy się, płyniemy gęsiego.


Kilka machnięć wiosłem i ukazuje nam się Królowa polskich rzek.


Radomka uchodzi do niej w 432 kilometrze jej biegu. Triumfalnie wpływamy na Wisłę. Któraż to już rzeka, która mnie do niej doprowadza? Płyniemy jeszcze jakiś kilometr i kończymy.

Fot. Darek (SHARAN)

To nie Wisła była dzisiaj gwoździem programu i choć jest piękna, to jednak w głowie mam nadal Radomkę. Naprawdę mi się podobało. Nie widzę innej możliwości, jak wrócić tu jeszcze! Do zobaczenia na szlaku.

2 komentarze:

  1. Faktycznie piękne! Bardzo przypomina mi Pilicę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jednak ten fragment Radomki jest cały piękny, na Pilicy tak jest tylko momentami.

      Usuń